James EllroyJames Ellroy, współczesny amerykański pisarz, prozaik, autor kryminałów w stylistyce noir -
Demon Dog of American Crime Fiction.
Co można powiedzieć o Ellroyu? Że jest Tołstojem kryminału a przynajmniej sam chce żeby ludzie go za takiego uznawali. Mocne porównanie. Czytanie jego książek przypomina staczanie się...w dół zbocza, po kamienistej, nierównej powierzchni z świadomością że to już koniec, nie ma wyjścia bo po przeczytaniu jego powieści, rzadko ma się ochotę na cokolwiek innego. Wchłania i pożera bez reszty a jednocześnie odpycha, zmusza do patrzenia na rzeczywistość w zupełnie inny sposób, bo takie są jego książki: grzebiące w brudach, wyciągające na wierzch to co powinno zostać głęboko ukryte. Klasyczne dzieło tego pisarza to
Tajemnice Los Angeles, na podstawie którego nakręcono później oskarową produkcję. Jednak to dopiero wprawka. Scenariusze opisywane przez Ellroya to mieszanina faktów, historii, biografii rzeczywistych osób połączonych z fikcją, mrocznym obrazem Stanów Zjednoczonych, a najczęściej Los Angeles, w latach powojennych z tłem rasowych konfliktów, nagonkach i czasach komunistycznej paranoi, a także rewolucjach oraz ulicznych zadymach.
Ogólny syf, chropowata atmosfera, nurkowanie w szambie wykolejonych psychologii - oto skrócona charakterystyka książek Ellroya. Jego język to połączenie miejskiego slangu kulturowych i etnicznych środowisk w rozgrzanym kotle kalifornijskiej metropolii, ostrych, pełnych wulgaryzmów słów bez oglądania się na polityczną poprawność, gdzie "czarnuch" czy "asfalt" albo "żydowski хуй" to po prostu lżejsze określenia a wszystko to w typowym dla autora telegraficznym stylu, pozbawionym zbędnych zdań, niemal bez opisów z naciskiem na zagęstniającą się wściekle akcję. Ponadto: zapiski przesłuchań, tajne raporty, wycinki gazet i fragmenty pamiętników. Wszystko to potęguje "gorączkowy" aspekt jego dzieł i utwierdza w przekonaniu, że cały czas nie mamy do czynienia z wymyślona historią.
Twierdzi, że nie interesuje się współczesną polityką, bo co to za przekręty z aferą rozporkową gdy te kilka dekad temu zniknięcia polityków były na porządku dziennym. Ta mroczna atmosfera przewija się przez każdą jego książkę gdzie polityczne spiski wiążą się z totalną korupcją, moralną degeneracją. Najczęściej w roli bohaterów pojawiają się postacie idące na dno. Zapomnijcie o kaznodziejskim tonie, tutaj nie ma moralności i górnolotnych zdań, jest za to szokujący obraz świata, całkowite zepsucie oraz ciężki i gęsty jak smoła klimat. Bohaterowie to zwykle policjanci, których poznajemy podczas wymuszania zeznań lub wymuszania loda, przyjmujących łapówki, handlujących herą lub w trakcie obijania mordy miejscowym czarnuchom. Wszystko to w celu osiągnięcia bezwzględnej sprawiedliwości a przy okazji własnych, chorych ambicji. Tutaj nie ma dobrych, wszyscy są albo źli albo jeszcze gorsi, a jedyne pozytywne odróżnienie jednych od drugich wygląda trochę jak u Pasikowskiego:
wydaje ci się, że jesteś taki dobry ale jest tak tylko dlatego, że ja jestem taki zły. W ich mentalności przeważa zło ale nie bez osobistych uwarunkowań, każda przemoc ma swoje uzasadnienie, tło pokazujące często trudną do zaakceptowania historię, osobiste porachunki czy stłumione pragnienia, półprawdy i kłamstwa.
Autor często bywa oskarżany o rasizm i dyskryminację a to głównie przez używany język. Faktem jest że dostaje się każdemu ale takie były czasy, mentalność tamtych ludzi, których Ellroy przedstawia z powalającym wręcz ekshibicjonizmem, balansującym na granicy dobrego smaku i oszczerstw. Dlatego przez jego książki przechodzi się jak przez wielką, narodową pralnię brudów, pełnej krwi, ostrej przemocy, brudnych pieniędzy i seksu. To czasy Ku-Klux-Klanu, Howarda Hughesa i zabójstw najważniejszych polityków w historii Ameryki i do tego czasem trudno odróżnić co tu jest prawdą, a co fałszem zmieszanym z autentycznymi wydarzeniami co budzi poczucie wiarygodności, ale zmusza też spoglądać na historyczny kontekst z podejrzliwością. Ciężko nie popaść w paranoję przechodząc pomiędzy skorumpowanym obrazem brutalności policji L.A., zanurzając się w anty-komunistyczne śledztwa, zabójstwa czarnuchów, meksykańskie porachunki bandziorów i zabójstwa gangsterów, przygraniczny handel trawą z dziwkami i przekonaniem że wszystko jest na sprzedaż, z ciągnącym się gdzieś z tyłu głowy ciężkim jazzem, do którego w powieściach znajdują się liczne odniesienia.
Tutaj nie ma dobrych zakończeń, łatwych pożegnań, jest za to druzgocąca mozaika ludzkiej psychologii, zwątpienie a jednocześnie fascynacja upadłym uniwersum Ellroya: krew, zboczenia, każda możliwa dewiacja opisana w niemal dokumentalnym przybliżeniu. Autor o własnych książkach mówi tylko tyle że jak się komuś nie podobają to niech się pierdoli i taki typ myślenia przewija się przez każde jego dzieło. Polecam jego książki z całego serca i nie bez przesady powiem że jest to na chwilę obecną najlepsze gówno jakie czytałem.