Gwoli wyjaśnienia. Uznałem, że stary tytuł był może wystarczająco charakterystyczny, ale mało zapadający w pamięć. W związku z powyższym jako jedyny na świecie dr pizzologii (habilitacja in progress) postanowiłem coś bardziej adekwatnego wymyślić. Przy okazji, tak trochę w odniesieniu do jednego z poprzednich wpisów, miałem okazję już trochę komiksów poczytać, a że nie mam co lepszego tu pisać, więc będę ten temat wykorzystywał na dzielenie się wrażeniami z wybranych serii bądź runów. Że czytam głównie X-Menów, to wiedzcie czego się spodziewać.
_______________________________________________
Grant Morrison, Frank Quitely
New X-Men (2001 - 2004)
#114 - #154 + Annual 2001New X-Men Granta Morrisona. Jedna z najbardziej znanych i cenionych serii o mutantach, która oficjalnie zakończyła okres "odrobinę" gorszej passy z lat '90. Dla mnie osobiście był to pierwszy run X-Menów, który mogłem poznać w całości i który w pewnym sensie wciągnął mnie w komiksy Marvela, od których początkowo się odbiłem. Jest dla mnie jeszcze o tyle wyjątkowy, że swego czasu kilka jego pierwszych numerów ukazało się w ramach serii wydawniczej Dobry Komiks, która była dla mnie pierwszym poważnym zetknięciem z komiksami. Co prawda kupowałem nie kupowałem wtedy New X-Men, a Street Fightera, ale zawsze miło się kojarzy.
Co do historii w samym komiksie, to chyba najlepiej będzie jeśli napiszę, że zaczyna się od zniszczenia wyspy Genoshy i wybicia wszystkich zamieszkujących tam mutantów. Później klimat jedynie się zagęszcza.
Generalnie mówimy o dość komiksie z bardzo "ciężkim" i "brudnym" klimatem jak na X-Menów. Nie ma mowy o badassowatości i brutalnych walk na śmierć i życie, które wkradły się do serii gdzieś w latach '80 i zostały przez całą następną dekadę. Ciężar komiksu wyraża się w rzeczach dużo bardziej subtelnych: coraz większej eskalacji konfliktów między ludźmi i mutantami (gdzie ci drudzy zaczęli się skutecznie odpłacać za dotychczasowe prześladowania), mrocznych zakamarkach charakterów bohaterów, upadku ideałów czy wręcz turpistycznym wyglądzie wielu mutantów. Nie ma może mowy o historii w stylu Powrotu Mrocznego Rycerza, ale w całej historii czuć, że odbiega mocno od tego, do niemal wesołego ratowania świata w większości innych serii o mutantach.
Ta zmiana klimatu jest chyba największym zgrzytem, jaki mam z New X-Men. Historia oczywiście napisana jest świetnie. Morrison i Quitely potrafią bez problemu napisać komiks, który po prostu lekko się czyta. Nie zmienia to jednak faktu, że zabieg poszarzania moralnego całej historii wydaje się nie pasować do X-Menów. Daje to poczucie, jakby Morrison zwyczajnie nie czuł tych postaci. Jak mówiłem, była to moja pierwsza seria o X-Menach, z którą zdążyłem się dokładniej zapoznać, więc czytając ją zwyczajnie tego nie czułem. Obecnie mając jednak do czego się odnieść trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że miejscami Morrison jednak zwyczajnie przesadził. Widać to zwłaszcza po postaci
Do tego boli retcon, w którym
Na szczęście seria broni się mimo problemów, które opisałem. Jak mówiłem, duża w tym zasługa samych autorów, którzy niekoniecznie pasującą do etosu X-Menów historię ratują swoim warsztatem. Do tego dostajemy mnóstwo nowych postaci. Część jest strasznie irytująca (Angel), w częsć można naprawdę łatwo polubić (Fantomex). Do tego do teamu dołączyła "nawrócona" pewna postać jeszcze z czasów Claremonta, bez której trudno obecnie sobie drużynę mutantów wyobrazić i która ma ewidentny problem ze skompletowaniem garderoby (
http://asset-7.soup.io/asset/9799/8968_7d42_960.png ). Każda ma natomiast własny charakter i jest bardzo dobrze nakreślona. Podobała mi się także kreska Quitely'ego, choć to oczywiście kwestia mocno dyskusyjna. Na pewno trzeba jej przyznać, że jest charakterystyczna.
Nie należy także zapomnieć, że New X-Men jest powszechnie uważane za pierwszą nowoczesną serię o mutantach i według wielu stanowi najlepszy jumping point dla nowych czytelników. Trudno się z tym nie zgodzić. Co prawda sam forsowałbym raczej pogląd, że najlepiej zacząć od pierwszego runu Claremonta, ale mam świadomość, że nie każdy ma tyle cierpliwości.
Tymczasem New X-Men wprowadza mnóstwo elementów, które do tej pory są nieodzownym elementem historii o mutantach (o ile nie zostały w międzyczasię zretconowane
), a wprowadzone tu idee były kontynuowane m.in. przez Jossa Whedona. No i nie dać się ukryć - to JEST jedna z najlepszych serii o X-Menach i to nie ulega wątpliwości. Ogólnie polecam mocno.