Dziura Loka

A właściwie to bardziej blogi ;) Jeden temat na użytkownika.

Moderatorzy: Operator, Wilczyca, GM

Dziura Loka

Postprzez Loc » N sty 20, 13 14:50

Trochę się inspirowałem http://www.cracked.com/blog/6-harsh-truths-that-will-make-you-better-person/tym artykułem z serwisu cracked.com. Osobiście go polecam.

Ale oprócz zwykłego zrzynania z tego tekstu (bo tak właśnie zrobiłem) zawarłem w tym tekście też kilka swoich doświadczeń które mogę wybraniać jak ktoś mi zarzuci że nie wiem o czym mówię, bo sam to przeżyłem i sam doskonale wiem co wtedy sobie myślałem oraz co inni myśleli.


Tekst jest przeznaczony głównie dla osób, które są młode, nie muszą jeszcze żyć na własne konto, bo utrzymują ich rodzice, ale są w tym stadium myślenia, czy sobie poradzą w życiu. Boisz się, że jak (odpukać) umrą twoi rodzice, to wylądujesz pod śmietnikiem? Zapraszam. Chodź i się nie bój. Nie chcesz wylądować pod śmietnikiem, to przełam się i chociaż to przeczytaj, bo ten tekst to i tak będzie pikuś w porównaniu do najgorszego wroga z jakim staniesz do walki - to będzie twoja Wielka Blokada w mózgu.

A co jeśli jesteś osobą z ułożonym życiem, masz całkiem ładny dom, dobranych przyjaciół i sporo pieniędzy, a w pracy cię chwalą za dobrze odwalaną robotę? Olej ten tekst. Wiesz doskonale to co piszę poniżej.

A więc zaczynamy:

Nie będę wiecznie młody
Też kiedyś chciałem być nieśmiertelny, wiecznie młody i piękny. A kto do cholery nie chciał? Gdyby z jakiegoś powodu Bóg mi to dał, to nie musiałbym w ogóle się w niczym starać w życiu, bo wiedziałbym, że będzie ono nieskończenie długie. Niestety nie jest tak pięknie.

Na swój sposób podoba ci się twoja obecna sytuacja. Pewnie chciałbyś znowu być dzieckiem i nie martwić się tym całym szajsem - całkiem zrozumiałe. Ale póki rodzice ciebie utrzymują pewnie chcesz korzystać z tego tak długo jak możesz - nie ma w tym grzechu. Korzystaj.

Tylko zacznij coś ze sobą robić. Gdy ciebie oni karmią, to chociaż chodź do szkoły. Ucz się. Kombinuj, bądź ambitny, rozwijaj się w czymś. Rób coś żeby walczyć o samodzielność albo chociaż o to by twoje imię coś znaczyło na tym świecie. Czytanie tego tekstu jest pewnym kroczkiem w przód, ale i tak nie masz 100% gwarancji że to na ciebie podziała. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od ciebie. A jeśli nie doczytasz tego tekstu do końca?

System mnie kocha, wszyscy mnie nienawidzą
W czoko.

Dlatego będę zwięzły i konkretny. Każdy obcy dla ciebie człowiek będzie miał w dupie to, że jesteś naprawdę miłym gościem, że dzieci ciebie uwielbiają, że schudłeś 50 kg w ciągu roku, że jesteś tolerancyjny i nienawidzisz wojen oraz że podchodzisz krytycznie do Kościoła wierząc jednocześnie w Boga. Z drugiej strony każdy obcy człowiek będzie miał w dupie to, że jakiś gościu jest chamem, że bije dzieci w domu, że jest opasłym grubasem (no dobra, może nie do końca... ale o tym zaraz), że gościu jest nietolerancyjny i uwielbia Stalina.

A więc popatrzmy na wasze CV:
Ty:
-miły gość
-dzieci mnie uwielbiają
-w ciągu roku schudłem 50 kg - mam ogromną samodyscyplinę
-jestem tolerancyjny
-jestem pacyfistą
-skończyłem gimnazjum i uczę się obecnie w technikum samochodowym, ale myślę o przeniesieniu się do liceum, bo nie idzie mi tam z przedmiotów zawodowych

Cham:
-no staram się być miły, ale czasami mi nie wychodzi
-no z żoną od dawna gadałem żeby przejść na dietę czy coś, no ale jakoś nie mogę
-no jestem tolerancyjny - nie obchodzi mnie czy gościu jest murzynem czy żółtasem, jak uważa że kapitalizm jest spoko, to mu daję wp...
-jestem pacyfistą - zabiję każdego leszcza który do mnie podskoczy
-jestem po studiach inżynierskich

Zgadnij, kogo przyjmie twój niedoszły pracodawca.
Spoiler:


Rozumiesz o co mi chodzi? Twój szef ma w dupie twoje poglądy - dla niego liczą się tylko twoje kwalifikacje oraz to, czy jesteś solidnym, rzetelnym pracownikiem. Nie jesteś?

-Do widzenia, drzwi są za to--
-Ależ jestem!
-A ja jestem świętym Mikołajem i daję pracę każdemu obibokowi.
-To przyjmie mnie pan?

Wyobraź sobie minę twojego szefunia podczas tej rozmowy. Robi dokładnie taką samą minę jak ty podczas czytania tego tekstu. Twoja mina mówi jedno "skąd tego ciecia przywiało i czemu ja go jeszcze słucham?".

Przyjaciele mnie kochają jeszcze bardziej niż dotychczas i zrobią wszystko, żeby mnie przy sobie zatrzymać.
Taa, skąd ja to znam... kółeczka wzajemnej adoracji. Chcesz moją radę?

Zapomnij o nich. Oni ci trzymają skrzydła żebyś nie mógł ich rozwinąć.

99% z was pewnie zamknęła tę stronę. Jeśli jesteś w tym 1%, czytaj dalej, może jednak dojdziesz do czegoś w życiu.

Twoi przyjaciele są dobrymi ludźmi, jestem tego pewien. Jestem przekonany, że to są naprawdę nieliczni spośród wszystkich ludzi na tym szurniętym świecie którzy ciebie lubią i wydają się chcieć zrobić dla ciebie wszystko o co ich poprosisz. Ale jest jedno ale.

Jak wyglądają te wasze rozmowy?

-No i wiesz Heniu, ten palant mi powiedział, że jestem na pewno patologiczny bo jestem młody, powiedział, że moja fryzura to wystarczający powód żeby mnie nie przyjąć i w ogóle...
-A to palant. Ludzie naprawdę powinni zauważyć, że mamy prawo się różnić od siebie nawzajem. Nie martw się, ja też nie mogę znaleźć od tygodni pracy. Jakoś to będzie.
-Taa...

Właśnie dlatego nie mam przyjaciół. Nikt mi nie trzyma tych skrzydeł, nie daję sobie wmówić, że to z ludźmi dookoła mnie jest coś nie tak, tylko ze mną. Wzajemne pocieszanie siebie to wiązanie sobie skrzydeł. Skończcie się mazgaić jak stare baby słuchające Radia Maryja i zacznijcie coś ze sobą robić! Nikt się nad wami nie ulituje jak będziecie zwykłymi LENIAMI. Kiedy ostatnio robiłeś coś by znaleźć pracę? Dwa tygodnie temu? To za mało. Jak ci tak naprawdę zależy, zacznij zapierdzielać szukać pracy codziennie.

Ja też walczyłem z systemem. Miałem długie włosy, w gimnazjum to nie był szczególny problem, poszedłem do samochodówki to tak mnie wszyscy wkurzyli swoimi uwagami i zgryźliwościami, że sobie obciąłem punkowego irokeza wysokiego na 45 cm w formie buntu. Głupszy w życiu nie mogłem być.

Niedawno sobie ściąłem tego irokeza, z oczywistych względów. Przez jakiś czas byłem łysy jak kolano, ale włosy mi już odrosły tak że wyglądam jak przeciętny pan Józio. Wiecie co? Może i jestem głupi, może i nie jestem wystarczającym "rebelem", ale mam w dupie wasze opinie - czuję się o wiele lepiej. Włosy to nic takiego. A już na pewno nie, gdy ludzie wokół mnie nareszcie zaczynają patrzeć na moje wnętrze, a nie wygląd.

Nawet fajnie było być łysym. Nikt mi przynajmniej nie podskakiwał, a w tramwaju żadna stara baba nie śmiała mnie poprosić o ustąpienie miejsca. No dobra, żartuję, niestety pipka jestem i sam wstawałem i mówiłem "proszę, niech pani usiądzie". Tak, wiem, sprzedałem się.

Nienawidzę siebie, bo jestem leniwy
:)

Tu będzie mi o wiele trudniej niż wcześniej. Nie muszę ci niczego tłumaczyć - sam doskonale rozumiesz istotę problemu. Jedyne co mogę ci powiedzieć, to to, że nikt się nad tobą nie ulituje. Na pocieszenie powiem ci, że z reguły z tego się wyrasta. Ale na wszelki wypadek, bo nigdy nic nie wiadomo, i tak ci powiem co jest grane.

Przestań być leniwy. Wiem, łatwo mówić, trudniej zrobić. Przecież ty uwielbiasz mieć problemy, jesteś masochistą, uwielbiasz spać na każdej kanapie na jakiej popadnie, uwielbiasz imprezki, wędrowanie w nieznane, seks... nie wypieraj się. Tak jest i koniec. Masz to w genach, ja to mam w genach, nic tego nie zmieni, zostaliśmy zaprogramowani do tego żeby przelecieć jak najwięcej samiczych przedstawicieli naszego gatunku by mieć pewność, że nasz gatunek przetrwa. Zostaliśmy zaprogramowani do beztroski i podejmowania "ryzyka" na pokaz, żeby zaimponować samiczym przedstawicielom naszego gatunku. To wszystko pozerstwo, ale ważne że działało kiedyś na dziewczyny, kiedy jeszcze byliśmy mniej zwierzętami niż teraz.

Żeby nie było - w seksie (nawet bez miłości) nie ma nic złego. Powiedziałbym więcej, ale tekst nie jest o tym.

Tak więc chcesz to rób te rzeczy. Nic ci nie stoi na przeszkodzie by żyć w taki sposób i jednocześnie starać się nie być leniwym. Chcesz to imprezuj, a potem ciężko pracuj i pokazuj całemu światu że jesteś ambitnym młodym człowiekiem. Nie musisz zostawać wcale yuppiem. Cholera, ja nienawidzę yuppies...

Po prostu zrozum, że życie nie jest dla frajerów którzy nie robią nic konstruktywnego. Nie jesteś frajerem, prawda?

Jak wspomniałem wyżej w sekcji z chamem i miłym gościem, nikt nie będzie patrzył na to, że potajemnie chodzisz na imprezki i robisz szalone rzeczy. A nawet jeśli tak - to pamiętaj że ciebie i tak by wsadzili do tego worka nawet jakbyś takich rzeczy nie robił. Bo przecież młodzież jest patologiczna.

Nie chcę jeszcze przestać "wędrować"
Oj tak, każdy z nas musi się udać w małą "pielgrzymkę". To chyba nieuniknione i szczerze mówiąc - trudno mi mówić, że to coś złego, bo mnie samego ku temu ciągnie.

Wiem od osób starszych ode mnie, że gdy w pewnym momencie kończysz pielgrzymkę i się stabilizujesz, to przestajesz marzyć o swojej świetności i stajesz się świetny.

Ale z racji tego że sam przez to nie przeszedłem trudno mi robić wywód na ten temat.

Nie wiem czy będę uzupełniać swoją małą dziurkę. Może uzupełnię, ale nieprędko. To nie jest coś co da się uzupełniać dzień w dzień.
Ostatnio edytowano Wt mar 12, 13 01:09 przez Loc, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Loc
Red Blaster
 
Posty: 76
Dołączył(a): Śr lis 07, 07 19:05
Lokalizacja: Warszawa
Gram: O cholera xDDD
Czytam: RationalWiki

Re: Dziura Loka

Postprzez Loc » Wt mar 12, 13 00:04

Miałem sen
A raczej wizję

Jest noc na przedmieściach niezwykłego miasta, w tle widać niesamowite budynki niczym z jakiegoś filmu science-fiction. Widzę imponującą, może nawet lekko przerażającą, bardzo umięśnioną postać wsiadającą na motocykl. Nie był to jednak stereotypowy harleyowiec z jakimi zwykłem spędzać czas w latach mojej "świetności" (14-16 lat miałem). To był ktoś ponad nich, to był prawdziwy kozak i twardziel, ktoś, kto doskonale sobie radził ze wszystkimi problemami sam bez najmniejszego grymasu niezadowolenia. Nie miał tatuaży na rękach, był to człowiek zadbany, z klasą, ktoś naprawdę intrygujący, ktoś przyciągający oczy kobiet, jak i (całkiem heteroseksualnych) mężczyzn. Miał kilkucentymetrowe włosy i gładko ogoloną twarz. Wyglądał na człowieka który w życiu osiągnął jakiś znaczący sukces i odjechał na tym motocyklu z tego miasta, w pogoni za następnym sukcesem. Nikt go nie obserwował gdy wsiadał na pojazd. Nikt pewnie nie wiedział że on zniknął. Po prostu ludzie których widział na drodze i widzieli, że jedzie w stronę przeciwną do tego miasta patrzyli się na niego z niedowierzaniem, patrzyli się i zastanawiali, czemu zostawił te piękne miasto które on sam zbudował. Zastanawiali się po co ten idiota porzucił coś takiego. Prawdopodobnie ich zostawił samych, bo uważał, że choć należy pomagać innym, to przede wszystkim trzeba się przejmować sobą i tylko on sam może sobie pomóc w dojściu do sukcesu, nikt więcej. Wyglądał na samotnika z wyboru, kogoś, kto uważał, że nie można dawać sobie pomagać.

W momencie gdy postać zniknęła za horyzontem, obudziłem się. Była szósta rano, pół godziny do momentu aż telefon zacznie mi pikać bym ruszył swoje dupsko z prowizorycznego łóżka, które sobie zrobiłem z dwóch kołder ustawionych na podłodze, na których leżałem i przykrywałem się trzecią kołdrą i ruszył do... szkoły, ech. Wyłączyłem alarm w telefonie i zamiast iść spać, usiadłem na krześle w kącie gdzie zwykle wieczorami ustawiam ubrania na następny dzień. Miałem pół godziny na myślenie.

Ułożyłem sobie to wszystko do kupy.

Ten mężczyzna to ja. Wizja była zarówno metaforyczna jak i dosłowna. Przestawiała całkiem nieodległą przeszłość.

Mam teraz 18 lat. Jestem wciąż młodym człowiekiem, do niedawna całkiem naiwnym, ale mimo tego doświadczałem jednej, cały czas jednej, tej samej porcji świata na (chyba) wszystkie możliwe sposoby.

Mając lat 12 uwielbiałem bawić się ludźmi, czułem się bezkarny, ale jednocześnie starałem się nie wpadać w kłopoty (kul może potwierdzić, że naprawdę się starałem, niestety, nie zawsze mi to wychodziło :D) i być lubiany przez możliwie najwięcej ludzi. Gówno mi to dawało.

Niedługo później zapoznałem się bliżej z sąsiadem który od dwóch lat był postrachem podwórka. Był to rasowy harlejowiec, przy okazji koleś puknięty na łeb, coś trochę jak "bioenergoterapeuta", lub mówiąc w języku ludzi na tyle młodych, że nie znają fenomenu ludzi posiadających naturalne moce uzdrowicielskie i zdolność władania polami elektromagnetycznymi, "hippis". Lubił fantazjować by zyskać zainteresowanie ludzi i nie gniewał się gdy mógł na tych naiwniakach zarobić pieniądze. O ludziach takich jak on z zasady myślałem "pewnie jedzą ludzkie mózgi na śniadanie, oni są nienormalni", przy okazji z jego mieszkania dochodziły różne przedziwne i nieziemskie odgłosy (co ciekawe, jego mieszkanie było dosłownie za ścianą mojego mieszkania). Nikt go nie lubił, nikt mu nie ufał, i chyba bardzo dobrze, bo gościu naprawdę konkretnie miał napierdzielone we łbie.

On mnie wprowadził w scenę harlejowców. Scenę, do której co prawda należał tylko on, bo nikt normalny (nawet harlejowce) nie patrzył na niego poważnie. Dużo rozmawialiśmy, dużo się wymienialiśmy informacjami, większość z nich to była wymyślona na bieżąco prowizorka (z jego strony).

I wtedy zrozumiałem jaki ja bywałem wśród ludzi, na których przyjaźni mi zależało. Właśnie taki jak on. Prowizorka, wymyślanie, byleby zaimponować innym. Coś pięknego. Wkurwiłem się i jasno mu wytłumaczyłem że mam z nim jakiś problem. O dziwo nie pogniewał się. Może dlatego, bo ja tak naprawdę nie umiałem się na niego tak łatwo obrazić. W końcu byłem tylko dzieckiem.

Jakoś czas leciał. Nim się obejrzałem, skończyłem 14 lat. Zaczęła się pierwsza gimnazjum. Jako że dwa lata do tej szkoły nie chodziłem (chodziłem przez ostatnie dwa lata podstawówki do innej szkoły), byłem nieco niedostosowany zarówno do innych realiów szkoły (nie ma dresiarzy, można spać spokojnie, nie ma tam dokopywania sobie po dupskach, ogólnie chillout), jak i nowych znajomych, którzy tak naprawdę nowi nie byli, ale tak się pozmieniali że po prostu mój młody umysł sobie z tym nie poradził. Do tego dodajmy nerwowość i ogólny brak poczucia bezpieczeństwa wyniesiony z poprzedniej szkoły przesyconej dresami i chuliganami i macie paranoika, który jest najgorszą skazą tej szkoły, a chce właśnie być kimś najlepszym.

Gdy z tego powodu nie zdałem, wszyscy nauczyciele, kadra administracyjna i w ogóle personel jednogłośnie stwierdzili że dobrze będzie, jeśli pójdę na wizytę do psychiatry. Wtedy mnie natchnęło.

-Mamo?
-Tak?
-Chcę mieć indywidualne nauczanie. Ja po prostu nie umiem wytrzymać w szkole, to mnie przerasta, a w domu... będę mógł się spokojnie uczyć i skupić na lekcjach i w ogóle.

Odpowiedź była oczywista: nie. Ale po kilku namowach się przełamała i stwierdziła że to w sumie nie jest głupi pomysł. Do dzisiaj uważam, że to nie był wcale głupi pomysł, choć z zupełnie innego powodu niż wtedy.

No i dostałem. Dwa lata siedziałem w domu i praktycznie z niego nie wychodziłem, tylko do sąsiada wspomnianego powyżej. Nauczyciele do mnie przychodzili, mój odwieczny sen o tym, żeby szkoła do mnie przychodziła się spełnił. To były absolutnie chore czasy, ale także czasy które naprawdę zarąbiście wspominam. Nigdy nie czułem się taki wolny, taki dziki jak wtedy. Codziennie piłem co najmniej 2 litry coli albo Nestea, żarłem bagietki z masłem czosnkowym, zapijałem to rosołem i kończyłem na 20 cukierkach. Nim się obejrzałem, ważyłem 150 kg.

"Co za pojebana matka pozwala na takie coś?", pomyślicie sobie pewnie (o ile to w ogóle doczytacie, w co wątpię - piszę to bardziej dla siebie, taki publiczny pamiętnik).

Ale przynajmniej byłem szczęśliwy i zdawałem sobie spokojnie z klasy na klasę, aż doszedłem do trzeciej klasy. Musiałem niestety iść już do szkoły. Sam się na to zgodziłem. Stwierdziłem, że to wszystko jest dla mojego dobra i muszę się nauczyć radzić jakoś z ludźmi.

Byłem poważnie zaskoczony. Świat zwariował razem ze mną. Szkoła nie roiła się od dresiarstwa. Tam był przesyt hipsterów. Gdzie się nie obejrzałem, wszędzie był jakiś hipster, albo przynajmniej członek jakiejś subkultury młodzieżowej. Na początku wydawało mi się to bardzo fajne, ale też bardzo dziecinne (mając te 16 lat stwierdziłem że jestem ponad to i że subkultury młodzieżowe to jakiś szajs dla niedowartościowanych dzieciaków - ach, prawdziwy ze mnie był hipster, jedyny w swoim rodzaju, nikt nie myślał w tej szkole tak jak ja). Ale stwierdziłem że przez to łatwiej będzie mi się z nimi dogadać. Jedynie moja klasa była "normalna", to była ostatnia taka klasa. Ale nawet tam było paru takich ludzisk (pozdrawiam Wiktorię, którą darzyłem ogromną przyjaźnią... niezbyt szczerą, haha, ty zołzo cholerna!).

Tylko że ludzie nie czuli się za zręcznie widząc w ogóle takiego, co tu gadać, spaślaka jak ja. Ale byli delikatni. Zazwyczaj nawet nic nie mówili, po prostu udawali że mnie nie ma.

Stwierdziłem, że czas na zmiany. Naprawdę poważne zmiany. Zrobiłem sobie listę postanowień:
-schudnąć
-nauczyć się chociaż być spokojnym wśród ludzi (a idealnie by było jakbym się z nimi dogadywał)
-znormalnieć i zmądrzeć
-mieć oceny z których moja mama będzie dumna

Otwarcie wyznałem swoje postanowienia na pewnej lekcji religii. Wszyscy mi mówili że to co chcę osiągnąć jest po prostu...

NIEMOŻLIWE
A niektórzy nawet się śmiali

A czego innego się mogłem spodziewać?

W tym momencie zrozumiałem jedną ważną rzecz - nie było błędem ani przejawem durnej, młodzieńczej arogancji mieć w dupie opinię innych.

Nie chciałem już umieć się dogadywać z tymi ludźmi. Nie zależało mi. Po co, skoro są to kretyni i ciołki którzy chcą za wszelką cenę wkurwiać ludzi?

Skupiłem się tylko na jednym - by schudnąć. Nic więcej. Tylko zapierdalać i żryć w odpowiedni sposób. Takie to było proste.

Nim się obejrzałem, ważyłem 110 kg. To było na końcu roku szkolnego. Wszyscy mi gratulowali i mówili że jestem kimś zajebistym, miałem też wielki wpływ na tych ludzi. Zmieniłem po prostu oblicze tej szkoły, nauczyciele na moim przypadku zrozumieli że ludzie mojego pokroju nie są źli, tylko po prostu muszą mieć dobre okoliczności i nieco farta by los ich dobrze pokierował i wychodzą na ludzi jakich się widzi tylko w filmach o superbohaterach. Mogłem liczyć na poparcie każdej osoby. Fajnie. Ale ja stąd już odchodzę, nie wrócę tu. I mam was tak naprawdę w dupie, cholerni lizodupcy.

Właśnie to mi się śniło. Ja. Umięśniony, imponujący facet z klasą na przedmieściach miasta przyszłości, niezwykłego miasta z obywatelami, od których odjechał na motocyklu nawet z nimi się nie żegnając. Odjechał, licząc, że znajdzie miejsce gdzie zazna nieco spokoju. Znalazł miejsce, które było o wiele gorsze.

Nie wiem kiedy, ale na pewno kiedyś napiszę tekst o tym, jak ten sam facet, który odjechał na motocyklu z cudownego miasta, którego miał dość...

...pewnego dnia, wkurwiony zadupiem na którym wylądował, zbuduje statek kosmiczny i odleci z tej cholernej planety.

PS. Dalej chudnę i zacząłem się interesować kulturystyką, oprócz diety (którą sobie nieco zmieniłem ze względu na niżej opisany powód) również regularnie ćwiczę. Czy jestem szalony? Nie obchodzi mnie to, nie piszcie mi tego, nie macie na mnie wpływu. Natomiast ja chciałbym mieć wpływ na ludzi którzy przestają w siebie wierzyć bo są wrażliwi na opinie innych osób:
Pierdol ich
i rób swoje.

Zaskocz i siebie i ich. Niech im opadną szczęki gdy udaje ci się ukończyć syzyfowe prace. Ignoruj wszelkie próby lizodupstwa. Natomiast zawsze wspieraj (na tyle na ile możesz bez "poświęcania się") je, gdy chcą pójść w twoje ślady i zrobić dla siebie coś dobrego. Hejterzy jak byli tak zawsze będą. Miej ich w dupie i rób wszystko co się da by im dopierdolić poprzez dojście do swojego upragnionego celu. Nigdy natomiast nie rzucaj im kłód pod nogi - zawsze skupiaj się na sobie, ty sam jesteś swoim oczkiem w głowie, a inni, zwłaszcza hejterzy, nieważne czy chcesz im pomóc czy dokopać - odstaw ich na drugi plan. Rób co chcesz z nimi pod warunkiem że nie staje ci to na drodze by robić rzeczy związane bezpośrednio z tobą i twoim rozwojem.
Avatar użytkownika
Loc
Red Blaster
 
Posty: 76
Dołączył(a): Śr lis 07, 07 19:05
Lokalizacja: Warszawa
Gram: O cholera xDDD
Czytam: RationalWiki

Re: Dziura Loka

Postprzez Loc » Śr gru 02, 15 15:52

Co ja tu napisałem te dwa lata temu to ja nie wiem, ale 80% z tego to jakiś stek bzdur. xD
Avatar użytkownika
Loc
Red Blaster
 
Posty: 76
Dołączył(a): Śr lis 07, 07 19:05
Lokalizacja: Warszawa
Gram: O cholera xDDD
Czytam: RationalWiki

Re: Dziura Loka

Postprzez Osvelot » Śr gru 02, 15 16:27

Obrazek

W sensie, że postanowiłeś w tym czasie zostać absolutnym socjopatą + przywalić na masę?
Obrazek
"From now on... call me Big Bonus."
Avatar użytkownika
Osvelot
Solidus Snake
 
Posty: 2143
Dołączył(a): Śr lip 14, 10 14:37
Gram: w pici-polo na małe bramki

Re: Dziura Loka

Postprzez Loc » Wt gru 08, 15 17:10

W sensie, że przeczytałem dwa pierwsze zdania i stwierdziłem, że dalej nie chce mi się czytać tego lunatykowania. Nawet ciężko mi się wypowiedzieć, co jest z tym nie tak. Powiedzmy, że to było dla mnie coś nowego, coś odkrywczego. Teraz dla mnie to, co kiedyś było problemem i wokół czego kręcił się mój świat już dawno takowym nie jest. Życie jakoś leci, jakoś mam je poukładane do kupy, pracuję, żrę, śpię, repeat.
Nawet marzeń jakichś konkretnych nie mam - bo po prostu niczego mi w życiu nie brakuje.

Po prostu żyję i czekam, aż coś się wydarzy. Coś na tyle mocnego, że mnie to poruszy lub zmotywuje do zrobienia czegoś nowego.
Avatar użytkownika
Loc
Red Blaster
 
Posty: 76
Dołączył(a): Śr lis 07, 07 19:05
Lokalizacja: Warszawa
Gram: O cholera xDDD
Czytam: RationalWiki

Re: Dziura Loka

Postprzez Loc » Śr cze 22, 16 03:35

I się wydarzyło.

Pewnie niewiele osób to przeczyta, a jeszcze mniej będzie wiedziało, kim ja w ogóle jestem. Zapewne jedna, może dwie przeczytają to z choć odrobiną zainteresowania.

Cóż, nie przejmuję się tym. Piszę to dla siebie. Lubię pisać. Może kiedyś nawet napiszę książkę. Wolę z tym jednak poczekać, wtedy kompromitacja moim debiutem będzie nieco mniejsza.

Do rzeczy.

Praca ciecia
Byłem cieciem. Zacząłem w grudniu. Była to praca w dość dużym budynku o charakterze komercyjno-usługowo-handlowodetalicznym w dużym europejskim mieście, w pewnym sklepie pewnej sieci odzieżowej, polegała ona na siedzeniu po 15 godzin dziennie na krześle i gapieniu się w sufit albo podłogę. Jedynym problemem było to, że trzeba było przychodzić ubranym w koszulę z krawatem - teraz nawet lubię tego typu ubrania, aczkolwiek skłamałbym mówiąc, że umiem się ubrać modnie i elegancko.
Ponieważ byłem ambitny, przynosiłem książki do pracy i je czytałem tak, aby koledzy tego nie widzieli. Mogłem postąpić ambitniej i przynieść przenośną konsolkę albo tablet (albo nawet i ebooka), ale moja ambicja zdecydowanie przerastała moją majętność. Problemem było też to, że przez dużą ilość noszonej do pracy celulozy ze śladową ilością tuszu drukarskiego mój plecak był bardzo ciężki. Ale przecież niedawno jeszcze chodziłem do normalnej, dziennej szkoły, więc dla mnie to nic nowego.

Ogólnie rzecz ujmując czytanie książek było nawet ciekawym zajęciem, aczkolwiek po jakimś czasie oczy mimowolnie były zmęczone, ewentualnie okazywało się, że zabierałem ich (książek, nie oczu) po prostu za mało i do końca dnia zostawało parę godzin, a ja nie miałem czego czytać. Człowiek więc przestawał czytać i mógł wtedy patrzeć na sufit albo podłogę. Było to jednak niezmiernie nudne, więc wstawałem i pytałem się współpracowników, czy mogę im w czymś pomóc, w najmniejszej nawet pierdółce. Szybko stałem się naczelnym pracownikiem do najnudniejszych i najupierdliwszych zadań takich jak liczenie skarpetek (po 300-400 par w skrzyni, musisz liczyć dokładnie co do pary), segregowanie majtek po rozmiarze, kolorze i rodzaju oraz uczenie się, czym są poszetki (to są te chustki które wsadza się w brustasze - a brustasze to z kolei takie kieszonki na piersiowej części marynarki, zazwyczaj po lewej stronie), do czego służą różne typy wieszaków na ubrania, jak prawidłowo się wiesza spodnie i czemu skarpetki od pewnej angielskiej firmy które kosztują po 100 zł za parę są najlepszymi skarpetkami na świecie.

W taki sposób upłynął mi miesiąc mojego życia. Cały tekst napisany powyżej można podsumować liczbą 1800 zł brutto a jednak netto, Bogu dzięki. Biorąc pod uwagę to, że mogłem, a wcale nie musiałem pracować to nie jest wcale zły wynik. Ale chciałem więcej.

W styczniu niestety doszła do mnie zła wiadomość - szefostwo sklepu zrozumiało wreszcie, że trzymanie pracownika takiego jak ja jest dla nich nieopłacalne (MENSA powinna ich przyjąć bez robienia im testu na iloraz inteligencji).

I na razie zakończymy tę opowieść w taki sposób. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi, gdyż już w tej chwili zdążyłem pokręcić się w jeszcze co najmniej trzech innych miejscach pracy.
Avatar użytkownika
Loc
Red Blaster
 
Posty: 76
Dołączył(a): Śr lis 07, 07 19:05
Lokalizacja: Warszawa
Gram: O cholera xDDD
Czytam: RationalWiki


Powrót do Przemyślenia użytkowników

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron