Końca świata nie było, przepowiednie kłamały, możemy odetchnąć z ulgą czekając na to, co przyniesie nowy rok.
Rok 2012 okazał się być bogaty w zapowiedzi - stary Big Boss wrócił i okazał się być nie do końca tak starym a po drodze stracił dłoń, wywołując kolejną burzę w naszym emgieesowym środowisku, choć być może nie tak poważną jak fakt usunięcia z czoła Snake'a ikonicznej bandany. Przynajmniej kartony wróciły, huh.
Hideo Kojima przypalił z grubiej rury. Po latach posuchy, stagnacji i ogólnego opieprzania się dostajemy prawdziwy pokaz tego, na co stać Japończyka i jego studio. 25 lat sagi Metal Gear było wyjątkową okazją do zaprezentowania nowego epizodu w uniwersum serii - tradycyjnie, zupełnie niespodziewanego, no bo przecież Kojima miał nie robić Metal Gear Solid 5. Rzeczywiście, piątka w tytule gdzieś się ulotniła (nie na długo) za to dostaliśmy zapowiedź pierwszej części z ambitnym planem wykorzystania otwartego środowiska, przesunięcia środka ciężkości na swobodę i manipulowanie otoczeniem. W praktyce kończymy z utartymi ścieżkami, każdy pojazd jest oddany do naszej dyspozycji, strażnicy okażą się bardziej nieprzewidywalni a w ogóle to w każdej chwili możemy podróżować między krajami. Czyżby koniec z cichym podkradaniem się? Niezupełnie, Hideo Kojima odżegnuje się od jednoznacznych definicji, eksponując rolę wyboru w mechanice tytułu jednocześnie stawiając GTA za przykład największej inspiracji.
Metal Gear Solid: Ground Zeroes to bezpośrednia kontynuacja Peace Walkera, gdzie zostajemy rzuceni na Kubę w celu odnalezienia więzionych członków oddziału Big Bossa. Silnik graficzny budzi mimowolny ślinotok, może nie tak wielki gdy pomyślimy o tych wszystkich możliwych sposobach prześwietlenia ubrania Paz, gdyż jak podkreślił twórca, Fox Engine to w gruncie rzeczy technologia pozwalająca na zaglądanie pod prześwitujące bluzki. Jednak to dopiero początek zabawy.
Prawdziwym twistem, okazał się trailer The Phantom Pain - czyli zakamuflowana zapowiedź Metal Gear Solid V (mówiłem, że tak łatwo nie odpuści?). Do skonstruowania intrygi potrzeba było założenia studia-wydmuszki Moby Dick Studio (o szwedzkich korzeniach) ale i tak wszyscy wiedzą, że za spiskiem stoi "ten facet od Metal Geara". Schiza rozkręca się na całego - Big Boss traci łapę (teraz to rasowy pirat z tą opaską) więc wszyscy pytają czy to na pewno on? No i jeszcze zgubił bandanę i musi wyhodować długie włosy oraz kupić psa i dochodzimy do konceptu Diamond Dogs, który może nie okaże się rocznicowym wydaniem muzycznej twórczości Bowiego. Paranoja trwa w najlepsze bo Kojima sugeruje użycie dragów, psychologiczne eksperymenty i demonologię w jednym; to może być Projekt Ogre jednak fani głosują na dzień z życia polskiej służby zdrowia. Cholera go wie i jeszcze Silent Hilla chcą zrobić, ot tak z rozmachu, chociaż Kojima ogrywając Left4Dead zawsze robił to z drugą osobą w pokoju, no wiecie, tak się bał.
MGS 4 ma już 25 lat! Czekaj...co? Faktycznie, wznowienie gry ukazało się w związku z ćwierćwieczem serii, w konsekwencji przynosząc upragnione Trofea. Nikogo za to nie bawi plotka o wersji na Xboxa 360, wydanie kolekcji HD na sprzęcie od Microsoftu wyczerpało limit cudów na ten rok.
Na początku nowego roku przyjdzie nam zakosztować akrobatycznych wyczynów Raidena, ale kto bym się tym przejmował, przecież to nie Metal Gear...Solid. Raczej nie ma wątpliwości, że każda kolejna zajawka każdej kolejnej odsłony serii od Hideo Kojimy budzi więcej emocji oraz zainteresowania, tak wydanie marki Rising może nieźle namieszać na rynku klasycznych siekanek. Póki co z werdyktem czekamy na grywalną wersję, a demo uderzy do nas już w styczniu. Za to Solidus wrócił. Wprawdzie na krótki moment jednak nadal pokazując, jaki z niego sukinsyn. Za to go kochamy.
Zanzibar skończył się 10 lat! Jesteśmy z Wami już przez dekadę więc to dobry czas na podsumowania, wspomnienia. W ten sposób wystartowaliśmy wśród użytkowników z kampanią dzielenia się przeżyciami z serią MGS, recenzjami kolejnych części; nadal czekając na Wasz udział w rozwoju strony bo przecież Zanzibar to Wy.