Ocwelot, w pełni się z Tobą zgadzam. Na to "zakończenie" (bo nie Zakończenie Gry, o czym będzie dalej) można patrzeć na dwa sposoby. Pierwszy: oglądam dwie krótkie scenki, podczas których w zasadzie się nic nie dzieje poza jednym dialogiem i jednym monologiem. Przyznam się szczerze: po obejrzeniu śmiałem się w niebogłosy. Po prostu mnie ten patent rozbawił (pomijając fakt, że po takim Prologu zakończenie trwające pięć minut trochę zakrawa na kpinę). A potem zacząłem słuchać taśm, które się odblokowały. I coraz mniej się śmiałem, a coraz bardziej zacząłem zastanawiać nad tym co się stało. Że to może nie jest sklecone na kolanie zakończenie, bo nie starczyło czasu/pomysłu na coś ambitniejszego. I po wielu godzinach przemyśleń, przeczytania kilku postów "za" dochodzę do wniosku, że w tej historii jest po prostu Głębia, której nie każdy ma cierpliwość się doszukiwać.
Mam nieodparte wrażenie, że wypowiedzi krytyków zaczynają się od "Ja chciałem", "ja oczekiwałem", "powinno być", "powinien wyjaśnić" itd. Zapewne wszyscy (łącznie ze mną) oczekiwali wyjaśnienia absolutnie wszystkich wątków serii. Przypomnę, że taką koncepcję już przerabialiśmy. W Guns of the Patriots. W tej części Kojima starał się właśnie ująć "wszystko". Zebrał wszystkie możliwe postacie w jednym miejscu - i wyjaśnił. I wg mnie średnio to wyszło, sztucznie i na siłę.
Tutaj stworzył krótką i prostą historię (mówię o samym wątku Snake'a/Medyka). Z głębszym przesłaniem. Jakim ? Nie wiem co chciał przekazać Kojima, ale ja na tą chwilę dostrzegam taką myśl: że Legenda, Bohater, Superżołnierz itd. pomimo całego swojego gierojstwa - nadal pozostaje tylko człowiekiem. Ze wszystkimi tego konsekwencjami - w tym również słabościami. Też się czasem boi, też czasem może nie wytrzymać. I ucieka. Zasłania się ciałem kolegi. Chcieliście kolejnej opowieści o Bohaterze Idealnym - a tymczasem Kojima pokazał Wam, że ten Wasz Idol to też tylko ułomny człowiek - przez małe "c". Nie podoba się Wam taka koncepcja ? Mi się bardzo podoba. Nadaje całej historii wiarygodności.
Że Medyk nie miał zdolności Naked Snake'a ? A ten miał je od urodzenia ? Tego się trzeba nauczyć. I Ty, graczu, nauczyłeś tego Medyka.
Ktoś gdzieś wspomniał chyba, że Big Boss to nie jest imię konkretnej, indywidualnej osoby. To tytuł, który noszą ci, którzy w danej chwili na to zasługują. Tytuł, który nie jest przyspawany do jednej osoby lecz przechodzi z rąk do rąk. Dzierży go ten kto wykonał Zadanie, a jednocześnie nie wahał się poświęcić bliskich mu osób. Najpierw The Joy - misja w Tselinojarsku i zabicie The Sorrow. Potem Naked Snake - eliminacja Volgina i zabicie The Joy. Teraz Medyk - eliminacja Skull Face'a i zabicie kolegów na Quarantine Platform. Medyk sam napisał swoją historię. Sam dokonał czegoś niezwykłego - jak wcześniej The Boss i Big Boss/Naked Snake. I zasłużył na to by przejąć tytuł "Boss". Od Naked Snake'a, który już nie był w stanie dźwigać tego ciężaru.
To takie szybkie przemyślenia, więc może się jeszcze rozwiną.
Jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze - nie mogę tzw. "True Ending" (po misji 46-ej) nazwać "zakończeniem gry". Prawdziwe zakończenie drugiego rozdziału to dla mnie proces Huey’a i misja 43 z jej zakończeniem. I to jedynie zakończenie dwóch wątków przewijających się w tym rozdziale, tj. epidemii i „szpiega wśród nas”. Bo prawdziwe zakończenie The Pantom Pain zobaczyliśmy tak naprawdę… w 1987 roku, w pierwszym Metal Gear. Bo jakie może być zakończenie drugiego rozdziału ? Nie może go być ! Co jest motywem głównym w TPP, co się przewija przez całą grę: od pierwszej misji do pięćdziesiątej ? To jedna, nieskończona wojna (czy seria wojen), wykonywanie zleceń, obrona przed całym światem… zwróćcie uwagę, że ostatnia „fabularna” misja to nie ostatnia na liście nr 50, tylko 46 – „wciśnięta” gdzieś pomiędzy inne misje, nie mające niczego wspólnego z fabułą. Kląłem te misje „Extreme/Total Stealth/Subsistance”, że drugi chapter był robiony „na kolanie” i w ten sposób sztucznie przedłużono grę. Ale może to celowy zabieg ? Pokazanie, że głównym „wydarzeniem” w tej grze jest po prostu nieskończona wojna (o czym zresztą mówiła The Boss w zakończeniu Snake Eatera). Spójrzcie na napis w łazience na początku gry: „Just another day in a war without end”. Po prostu: dzień jak co dzień. Czyli – w Outer Heaven – po prostu wojna. Może czasem się coś wydarzy (pojawi się jakiś wątek „osobisty”, typu zemsta na kimś), ale ogólnie to siedzimy po uszy w jednej, wielkiej, niekończącej się Wojnie. Jak dla nas – szkoła/uczelnia/praca. Codziennie tam chodzimy. Czasem się coś dzieje: weekend, impreza, ktoś nas odwiedzi, pogramy w Metala;) Ale tak naprawdę w tle cały czas się przewija szkoła/praca, to jest bez przerwy, to się powtarza. I tak do emerytury. Tak samo meritum życia Bossa (każdego Bossa: The, Big1, Big2) jest właśnie niekończąca się walka, czasem tylko poprzetykana jakimiś „głębszymi” momentami. Dlatego misje „żółte” giną w gąszczu misji „białych”, zupełnie nie potrzebnych z punktu widzenia tzw. „fabuły”. Można podomykać wątki, ale nie domkniemy gry. Dlatego nie ma zakończenia GRY jako takiego. Prawdzie zakończenie tej historii (wojen) to rok 1995 i przyjazd Solida. Dopiero wtedy Big Boss „odejdzie” – jak my – na zasłużoną „emeryturę”.
I jeszcze w kwestii "zaginionego" epizodu 51 i trzeciego rozdziału: znów można dywagować, że nie starczyło czasu, pieniędzy itd. A ja sobie myślę: przy przyjęciu opisanej wyżej konwencji, „pomysłu na fabułę” pt. Niekończąca się Wojna jako głównego backgroundu TPP dodanie kolejnych rozdziałów by po prostu nie pasowało. Bo można by je dodawać w nieskończoność – i zawsze narzekać, że czegoś tam jeszcze nie było, jakiegoś wątku nie wyjaśniono. A po drugie: biorąc pod uwagę o czym miał być ten trzeci rozdział to myślę sobie, że po prostu mógłby nie przejść przez cenzurę. Pierwsze skojarzenie po obejrzeniu tego materiału to pewien dowcip o „plisnołach”…
Pozdrawiam wszystkich - i tych, którzy fabularną stroną najnowszego Metala są zachwyceni i tych, którym się to nie podoba. Ja to kupuję i jednocześnie cieszę się, że my, Gracze, mamy materiał do długich dyskusji. I to chyba jest największy sukces Kojimy...