DLC2 Jetstream Sam mam już za sobą, kilka informacji ode mnie na jego temat. Misja Sama jest najdłuższym rozdziałem w grze i posiada najwięcej pojedynków (w sumie 18 rankingowych + wrogowie po drodze)Mamy 5 misji VR które w rzeczywistości są zwykłymi walkami rankingowymi za które dostajemy oceny liczone do końcowego wyniku. Dodatkowo możemy zdobyć w nich (na pewno w jednej) upgrade zdrowia, a do samych misji VR nie mamy dostępu z menu gry. W DLC2 możemy znaleźć również 5 data storage które zawierają artworki. Co do samej rozgrywki i lokacji to tak jak już było wspomniane mamy w dużym stopniu backtracking jednak nie stanowi to w mojej ocenie żadnego problemu. Wrogowie natomiast wydają się być bardziej agresywni i chyba mają zmienione sekwencje ataków jak i klatki animacji (niektóre ataki są zdecydowanie szybsze) co sprawia że przerwy między zadawanymi ciosami w combie są krótsze i ciężej się je paruje. I tu dochodzimy do sterowania Samem które jest pyszne Mamy klasyczne rozwiązania ze slasherów, podwójny skok, odskok, lekki cios, mocny cios z możliwością ładowania (quick draw), taunt. Sprawdza się to świetnie i jest intuicyjne, jednak z czasem zauważymy, że naszym podstawowym atakiem będzie quick draw (który sprawuje się świetnie zarówno na lądzie jak i w powietrzu). Mam wrażenie że ten system wali był kiedyś podstawą MGR itak miała wyglądać gra, jednak twórcy chcieli wprowadzić coś innego i ostatecznie ewoluował do tego co widzieliśmy finalnie wersji MGR. Kontynuując wątek walk
Spoiler:
Muszę przyznać że walka z MGRay'em jest zdecydowanie lepsza od tej w podstawowej wersji gry (może mniej widowiskowa, ale wynika to z faktu iż już to wcześniej było) nie bazuje tylko na parowaniu ataków i QTE, a wymaga od nas więcej siekania Również walka z Armstrongiem jest bardziej wymagająca, posiada on dodatkowy atak który potrafi spamować do momoentu aż nas trafi. Co potrafi być irytujące jednak takie rozwiązania są niestety częste w tego typu grach
Mimo swojej ceny (za którą można obecnie na PSS kupić pełną wersje gry)i braku sensownej liczby misji VR, dodatek jest godny polecenia i czekam na kolejny
Wrócę do ataków od przeciwników - bankowo jest kilka zmian (np. Gekko - jak zaczynają szarżę to zamiast ruszyć na nas, biegną chwilę i skaczą ) dzięki czemu taktyki z podstawki nie przydają się w dodatku i trzeba uczyć się na nowo. A co do agresywności - coś w tym jest - Blade Wolf też ostro spamuje np. rzucaniem nożami.
Strasznie mi brakuje w DLC z Samem cichej eliminacji wroga, zawsze to była jakaś wygoda przetrzebić nieco zastępy wroga przed frontalnym atakiem a misje VR z obu dodatków to po prostu najtrudniejsze z czym było mi dane się spotkać w serii od misji VR z pierwszej i drugiej części, raczej temu nie podołam. Co do parowania to rzeczywiście przeciwnicy szybciej atakują ale jakoś tym razem jedno parowanie często wystarczy aby zablokować dwa lub trzy ciosy, w podstawce zazwyczaj parowałem każdy cios z osobna żeby tylko załapać się na perfect parry i raczej nie próbowałem ciągłego bloku.
Mnie strasznie ciekawi sterowanie wolfem, bo to co zrobili w ostatnim DLC było świetne. Mam wrażenie patrząc na screeny, że będzie sporo skradania. A i sam wątek z Mistral mam nadzieję że będzie należycie rozwiniety.
to są jednak twórcy okami więc o wilczka bym się nie martwił (w bayo też był wilczy element). Mam nadzieje że wróci skradanie i że wskoczy bonus w formie czarnej skórki z właściwego risinga
Całkiem wyleciało mi z głowy że PG to byłe Clover S. Teraz jak tak sobie pomyśle (czasem mi się zdarza) to Sam ma nawet pewne ruchy Ammy, a dokładnie podwójny skok ze ślizgiem w powietrzu.
Rozdział z Blade Wolf'em jest najlepszym DLC z Rising. Przede wszystkim jest on w przeciwieństwie do podstawki i rozdziału Sama nastawiony w przeważającej części na stealth a więc jest bardziej mgs'owy niż reszta gry. Wilk w starciu radzi sobie bardzo dobrze (dostępne są wszystkie ruchy z walki jaką stoczy z Raiden'em) ale jednak plansze dość łatwo zaliczyć po cichu, byleby tylko się zbytnio nie spieszyć. Końcowy boss jest znacznie lepiej wyważony niż ten z DLC sama ale przez to pełni raczej role zwykłej przeszkadzajki. Wadami na pewno jest kolejny recykling miejscówek, nie ma w tym temacie absolutnie żadnej nowości. Spore problemy sprawia również jeszcze bardziej upierdliwa kamera która w połączeniu z za słabym skokiem i niesprzyjającą detekcją kolizji robi z skakania po platformach prawdziwą mękę i festiwal prób i błędów, w przeważającej części błędów. Tradycyjnie też rozdział ten mógłby być z dwa razy dłuższy a misje VR dostępne z poziomu menu. Nie mniej ja polecam jako uzupełnienie całości.
Jak widać z postu wyżej jeszcze musiałem czekać pół roku aby wreszcie zagrać w ten tytuł. Ale powiem szczerze było warto. Jak na razie jestem dopiero w 4 chapterze (skaczę po dachach wieżowców) i muszę przyznać, że gra się arcyciekawie. To nie jest do końca taki zwykły Hack n slash w stylu DMC czy God of War, bo do konfliktów można podchodzić na różne sposoby, ale właśnie to jest w tym takie wciągające. Świetna mechanika Zandatsu + możliwość podejścia stealth nieźle wróżą tej grze. Coś czuję, że będę w miare często do niej wracał .
Żeby nie były same ochy i achy to powiem, że nie podoba mi się fakt tego, że jak dochodzi do walki to ograniczają nam sztucznie arenę, więc nie ma jak się "wycofać". Jak tylko już do walki dojdzie to kaplica. Do tego brakuje mi jakiejkolwiek broni palnej czy też samych noży do rzucania (które są obecne w przerywnikach). Szkoda też, że oprócz Raidena i PMC tak na prawde nie ma żadnych (jak do tej pory) nawiązań do poprzednich części, a szkoda. Ale jak na razie jeszcze trochę przede mną, więc nie narzekam za bardzo .
Ogólnie pomimo zmiany klimatu i stylu gameplay'a to gra jak najbardziej do mnie trafia i jak na razie spokojnie wystawiłbym tytułowi 9/10. Dużo lepiej się bawie niż w MGS 4 swego czasu.
Gac666 napisał(a):Żeby nie były same ochy i achy to powiem, że nie podoba mi się fakt tego, że jak dochodzi do walki to ograniczają nam sztucznie arenę, więc nie ma jak się "wycofać". Jak tylko już do walki dojdzie to kaplica.
Ograniczają ci arenę walki ale jest ku temu dobry powód żebyś nie mógł uniknąć starcia odbiegając kawałek, realizm poszedłby na grzyby. Takie rozwiązanie jest zresztą fabularnie wyjaśnione, owe ściany to bariera elektromagnetyczna przez którą nie może przejść żaden cyborg czy UG, nie wyjaśnili za to czemu po walce znika skoro mają Raidena w garści.
Gac666 napisał(a):Do tego brakuje mi jakiejkolwiek broni palnej czy też samych noży do rzucania (które są obecne w przerywnikach).
Fakt, w trailerze MGS:Rising Raiden używał noża którego tutaj nawet raz nie wyjmuje ale chyba lepiej że nie zostawili żadnych niedopracowanych form walki. Choć takie rzutki mogłyby być świetnymi łącznikami combosów.
Gac666 napisał(a):Szkoda też, że oprócz Raidena i PMC tak na prawdę nie ma żadnych (jak do tej pory) nawiązań do poprzednich części, a szkoda.
Początkowe scenki siódmego rozdziału powinny cię zadowolić, sporo nawiązań znajdziesz też w codecu tylko musisz być maksymalnie upierdliwy w dzwonieniu do reszty postaci.
Co do twojego postu Zancudo, całkowicie się zgadzam że przegięli z tym głosem Raidena, zwłaszcza gdy mu palma odbija. Zdarzają się momenty że mamy scenkę bądź rozmowę przez codec gdzie ześwirowany Raiden charczy i pieprzy farmazony żeby chwilę potem przy okazji innej rozmowy mówić już normalnym głosem. Cały ten powrót Jacka Rippera jest zresztą głupi i nie na miejscu. Nie zgodzę się jednak co do ścieżki dźwiękowej, są jednak pewne ale. Przede wszystkim pewnie masz na myśli te utworki którymi nas raczą podczas starć z bossami, one rzeczywiście zalatują J-popem na kilometr ale osobie która ma styczność z anime mogą one przypaść do gustu. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, gra jest pełna całkiem innych brzmień które jednak nie są eksponowane a co najwyżej słyszysz je w tle podczas walki, ot pierwszy z brzegu przykład. http://www.youtube.com/watch?v=HxiHMWAnjiQ Moim zdaniem fabuła jest całkiem w porządku ale tylko tak do połowy gry a dokładniej do końca walki z Sundownerem gdy pierwotny cel mamy już osiągnięty i nagle dają nam nowy powód do ciągnięcia tej gry, od tego momentu patos leje się z telewizora razem ze sztampą i coraz bardziej wydaje mi się że tu skończył się MGS:Rising a zaczął MGR z kończonym byle jak scenariuszem. Co do poziomu trudności to niestety dupa jesteś A na poważnie, każdego przeciwnika musisz rozpracować osobno i w takich starciach umieć odpowiednio podzielić uwagę na każdego z przeciwników. Podstawą jest oczywiście parowanie, bez opanowania tego elementu gry niestety tracisz połowę frajdy z gry. Dalej gdy już odkryjesz inne bronie niektóre walki są tak banalne że aż przypominają grę z cheatami.
Wrzucam tutaj, a nie do "zaliczone tytuły", bo to jednak z serią związane .
Moja krótka recenzja MGR: Revengeance
Muszę przyznać bez bicia gra mnie po prostu urzekła. Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tego typu rozgrywki, ale połączenie DmC z odrobiną taktyki oraz MGS, posypane mechaniką Zandatsu to przepis na naprawdę dobrą Krwawą Mary. Zawsze w grach wkurzało mnie to, że musiałem się naklepać z takim przeciwnikiem, żeby potem móc go dobić. Tu też tak jest, ale jest pewno ale. Mianowicie od kiedy masz dostęp do Ripper mode to każdą walkę da się skończyć w kilka sekund. To sprawia, że niewygodny dla mnie miks przeciwników nie jest tak straszny ponieważ mam odpowiednie sitko i mogę sobie przebierać.
Sama mechanika Zandatsu jest zrobiona prawie perfekcyjnie, ciachanie jest przyjemne, przeciwnicy reagują na nasze machnięcia i czuć że dużo pracy zostało włożone w sam tej jeden element. Ripper mode tylko tę zabawę usprawnia, już nie wspominam o tym, że w wersji PCtowej zwiększyli wielokrotnie ilość części na jaką można przeciwnika poszatkować . Brakuje mi tylko zaawansowanej fizyki obiektów, niektóre elementy trzymają nadal "formę", wszelkie barierki i inne elementy z pustymi przestrzeniami przy odpowiednim przecięciu są nadal "sklejone" i wyglądają czasem po prostu sztucznie. No ale ciężko to było by osiągnąć na konsolach, więc nie dziwię się, że nie nadali wszystkiemu ragdolla jak leci (och co by było gdyby gre robili stricte pod PC albo remake na next geny, to mogłoby się udać. Może by tak sequel?) Zaś ucinanie lewej dłoni? GIENIIUSZ!!!
Sama mechanika walki jest moim zdaniem ok. Ataki są płynne, jak się postaramy to i niezłe kombosy wychodzą, ogólnie jest szybko, sprawnie i boleśnie (dla przeciwników). Mankamentem są trochę częste stuny na naszej postaci, ale to kwestia wprawy. Choć niektórzy przeciwnicy widać, że są sadystami, podczas niektórych walk miałem 3-4 stuny pod rząd, Konami please. Widać też, że gra próbuje być taktyczna, ponieważ odpowiednie podejście do walki (np. omijanie Mastiffów lub ich cicha eliminacja) potrafi ułatwić znacznie nasze postępy. Często akcje na krzywy ryj kończyły się dla mnie porażką. Wiem, wprawny gracz wszystko skosi jednym długim kombosem, ale taki sam gracz w MGS omijał wszystkich przeciwników łażąc im przed twarzą lub wykorzystując pewne tricki i mechanizmy pokonywał ich bez problemu. To nie jest DMC 3 gdzie każda walka musiała być poprzedzona rytualnym zabiciem kozy aby można było osiągnąć sukces (może tylko w moim przypadku ). Wykazanie się sprytem nie raz wychodziło mi lepiej niż bezmyślne trzepanie kombosów.
Spoiler:
UWAGA SPOILERY:
Przejdźmy jednak do fabuły. No cóż fabuła moim zdaniem nie świeci w porównaniu do MGSów, nie ma jakiejś wielkiej też głębii. Ot jest sobie Raiden i jego cel, którego chronił, po czym ten cel ginie i w sumie potem już o nim za bardzo nie wspominamy (nawet przy walce z oprawcą owego celu, Sundownerem). Antagoniści są, bardziej ukryci niż w poprzednich częściach, a Ci co świecą uśmiechem lub komunikują się z Raidenem bezpośrednio jak to zwykle w MGSach bywa, giną dość szybko (jak jej tam ruda z milionem rąk, chciałem Cię bardziej poznać, a ty się tak łatwo dałaś (ze)rżnąć). Dodatkowo motyw z biednymi dziećmi, których tak na prawde nie widzimy, a potem ich mózgi i tak do własnych celów wykorzystujemy (har har). Nie będę narzekał, bo fabuła jest i tyle, mnie się podobała. Co prawda sama nazwa "World Marshal" to jeden z największych kiczów ever, ale motywy z Jetstream Samem oraz Blade Wolfem w zupełności to rekompensowały. Narzekać mógłbym jeszcze na Armstronga, jego nanomaszyny i lawa (z dupy) strasznie nie pasowały do tego klimatu.
Pytanie tylko dlaczego w MGS 2 Raiden pokonał tyle MG Rayów w tak szybkim czasie, a w MGR z UMG Ray pieprzył się tak długo? To samo w sumie z Gekko, w MGS 4 rozprawił się z trzema bardzo szybko, a ja tu miałem problem (choć tylko na początku ). Takie małe nieścisłości, ale w sumie to tylko gameplay.
Z drugiej strony mamy samego Raidena, który odkrywa w sobie "ponownie" Jacka Popruwacza, którego myślałem, że już widzieliśmy w MGS 4, no ale widocznie nie. Efekt sam mi się podobał, ta zmiana głosu nie była taka zła. Faktycznie w codecach to brzmiało dziwnie, ale tak było zawsze. Po prostu w MGS to były raczej sytuacyjne momenty (dlatego reakcje były podobne) a tu troszke mniej zwracali na to uwagę. Jednakże pozostał trochę taki niedosyt, ponieważ tak naprawdę zbyt wiele żeśmy się nie dowiedzieli. Miałem wielką nadzieję, na trochę retrospekcji i nawiązań, no ale widocznie w Bolt Lightning action czasu na tego typu rzeczy nie było (stąd opcja Codec w menu gry, popieram inicjatywe). Bardzo dziwny za to motyw był z psychicznym wykończeniem raidena, w momencie gdy zaczął słyszeć głosy. To było troche naciągane szczerze mówiąc, choć wyjaśnienie dobre. Jednakże jak to w stylu Konami, wszystko nagle i na maksa, ale jakoś po chwili już o tym nie wspominamy (recovery Raiden ma niesamowite). Fabuła na 7, moim zdaniem nie dużo gorsza od MGS 4 , po prostu krótsza i mniej zawiła ale równie popieprzona i momentami bez sensu.
UWAGA KONIEC SPOILERÓW
Teraz powiem może coś o audio wizualach.
Co tu dużo mówić, gra moim zdaniem wygląda bardzo ładnie. Wszystko ze sobą współgra, postacie i przeciwnicy są bardzo ładnie wydetalowani. Epickie wybuchy, ładna jucha, nawet tła niczego sobie. Teksturki extra crispy, nie było miejsc gdzie bym powiedział "eeewwww" (w negatywnym tego wyrażenia znaczeniu), modele wydetalowane (Raiden ma tyle szczegółów, że głowa mała). Do tego dodam, że wersja PCtowa działa w bardzo wysokich rozdzielczościach (choć Eyefinity nie stwierdzono, ale może spatchują) do tego Antyaliasing i zwiększona ilość "śmiecia" (Do ustawienia) sprawia, że gra na prawdę bardzo ładnie wygląda. Co prawda mój komputer tego nie potwierdzi, bo jest za stary, ale spokojnie 60fpsów jest przy największych detalach i brak jakichkolwiek zwolnień, to się nazywa dobra konwersja . Sam odpaliłem grę na wysokich detalach i FPSy pląsowały się pomiędzy 60 spadając tylko do 30 przy większych akcjach typu multieksplozje w momencie wykonywania Zandatsu (2 razy miałem tylko tak, że spadło do około 20tu ale to na 2-3 sekundy), więc jestem niesamowicie z tego zadowolony, szczególnie że grę kupiłem na steam za 61zł (szkoda tylko, że nie ma pudełkowej wersji :( ).
Wszystko ochy i achy aczkolwiek jest na co ponarzekać. Mianowicie brak tu miejscówek, które zapadłyby mi bardziej w pamięci, wszystko było trochę takie nijakie, niestety. Akcja z Dwarf Gekko była boska, ale za krótka! Chce się wincyj takich rzeczy, dobrze że przynajmniej dodali 2 DLC, które jeszcze przede mną do obadania. Brakuje mi tu też typowych akcji burzenia czwartej ściany oraz typowego Kojimowskiego humoru (nie dziwne, w końcu nie bardzo w tym maczał palcami).
Gra też niestety cierpi na pewne dziwne bugi (bardzo możliwe, że to tylko PC). Na premierze był oczywiście bug z byciem "always online", został naprawiony po kilku godzinach od premiery. Mnie zdarzyło się kilka razy, że grawitacja naglę przestawała działać i wszystkie zniszczalne obiekty uciekały (epicko wyglądały turlające się krzesła w biurowcu, uciekające przez korytarz). Zdarzało się to głównie w momencie kiedy wkurzony siekałem Zandatsu w przeciwnika (akurat np. był to Gekko) rozcinając go na naprawdę dużą ilość kawałków. Zdarzyło mi się też, że nie poprawnie wskakiwał mi ZTE (Zandatsu time event ) i Raiden stał jak pipa zamiast zabrać się za rozcinanie MG Ray. To oczywiście babole konwersyjne, które zanic nie przeszkodził mi ukończyć gry, więc na nie aż tak nie narzekam i nie potrącam oceny. Odjąłem pół punkta za muzykę, która jest w większości ok, ale wokale mi trochę za bardzo Jpopem trącają, co niestety psuje mi klimat (ogólnie w soundtracku nie lubię wokali, bo to mija się z celem).
Niezmienia to faktu, że grę oceniam na solidne 8+/10
I zaraz pewnie zabieram się za kolejny run. Ach tyle, że w kolejce tyle gier czeka, ciężki wybór .