SaladinAI napisał(a):Gryzie mnie jedna rzecz. Jeżeli Big Boss zszedł de facto do podziemia żeby realizować ideę własnego państwa to dlaczego timeline wyraźnie mówi, że za Outer Heaven stał fantom Snake'a?
Teraz niedopowiedzeń jest jeszcze więcej, bo wygląda na to, że albo brakuje sporego kawału historii i w gruncie rzeczy nadal nic nie wiemy albo Big Boss wyłonił się z cienia gdzieś przy okazji 1999 roku w Zanzibarze nie tworząc jednak kontynuacji Outer Heaven lecz jej...przeciwwagę?
Ocwelot napisał(a):Zrozumiałem tyle też, że w czasie gdy OH dowodził Venom, Big Boss stał na czele FOXHOUND.
Jest gorzej. Owszem wychodziło na to, że Big Boss użył Snake'a do egzekucji fantoma (ale po co, jeżeli ten w zasadzie wypełnił jego ideę co do joty?) jednak to przecież ten Big Boss, którego Solid spotyka w Outer Heaven jest jego dowódcą - to Venom wysyła Snake'a do Afryki i cały czas nim kieruje. Ergo Big Boss wychodzi z podziemia dopiero podczas wydarzeń w Zanzibarze.
W sumie nie jestem zawiedziony. Grało mi się naprawdę świetnie, w zasadzie to zrobiłem kompletnie wszystko, a i tak gram dalej (z przyzwyczajenia może? ale jakiś side ops/misja od czasu do czasu czy infiltracja w FOB nadal sprawiają satysfakcję, podchody z atomówkami także) - myślę, że wszyscy się po prostu przesadnie nahajpowaliśmy.
Wszyscy, z Kojimą włącznie. Każdy padł ofiarą tego hajpu, któremu wręcz nie dało rady sprostać. Nie było możliwe spełnić marzeń zagorzałych fanów poprzednich części (tych, dla których tęga fabuła i filmowość gry to były jej potężne zalety) z grą typu open world. Kojima zajarał się zbyt wieloma rzeczami na raz, nie dając rady skończyć gry na czas. I ewidentnie za mocno się jara serią GTA. Naprawdę, z tego co słyszałem strasznie dużo starań i kasy poszło na komponowanie muzyki - nie ścieżki dźwiękowej, ale tych paru kawałków które można znaleźć w kaseciakach i sobie potem odsłuchiwać. Tych nielicencjonowanych, które powstały specjalnie dla MGS V z myślą o latach 80'. I psu one na budę, skoro to nie GTA, w którym okazja do słuchania muzyki jest zawsze (a i tak od GTA 3 nie komponują już własnej muzyki) w samochodzie, a MGS to skradanka w której muszę słyszeć, co się dzieje. I ogólnie średnio pasuje włączanie sobie muzyki nawet w trakcie podróży dżipem, bo jak ktoś jedzie z miejsca A do B, to i tak nie potrwa to długo, a na dodatek po drodze są posterunki, gdzie warto jednak być nieco czujnym. I to tylko jedna z tych wielu średnio trafionych decyzji.
Najgorsze i tak jest to, że tyle cudował nad grą, że w końcu dostał bat z góry i musiał wypuścić grę w formie, którą chyba możemy zgodnie wszyscy uznać za niedokończoną. Brakuje co najmniej tej misji 51, wieńczącej linię fabularną Eliasza i Mantiasza. A wraz z nią z pewnością brakuje jeszcze wielu rzeczy, które były w fazie planowania i zapowiadały się obiecująco. Mimo to grało się świetnie, pozostaje tylko ten niedosyt. Bądź co bądź, nie jest to żadna nowość w świecie produkcji MGS. Jeżeli jeszcze się nie zapoznaliście z dokumentami produkcyjnymi MGS 2, to polecam wam zrobić to teraz. Wyobraźcie sobie, że to samo co teraz, dzieje się 15 lat temu - od razu z premierą MGS 2 dowiadujemy się, że Dead Cell miało być kompletną (pięcioosobową, jeśli się nie mylę) ekipą zajebiście ciekawych bossów. Do tego grywalna ucieczka z tonącego Tankera. Itepe, itede. Nikt nie narobił wtedy dymu, każdy oceniał MGS 2 za grę taką, jaką był, a nie jaką mógł być. Albo miał być.
Jeżeli odpuścić i naprawdę podejść do MGS V bez całego tego ciężaru (kolejny sequel w mega-długiej serii, ostatnia gra w serii itp.), to jest naprawdę spoko. Jeżeli skupić na MGS V wiązkę wszystkich oczekiwań, to... no cóż, zdecydowanie nie daje rady. Nie wiem tylko, czy w takiej sytuacji cokolwiek dałoby radę.
A w kwestii samej fabuły - jestem zawiedziony tym, że świetnie reżyserowane scenki zostały zastąpione przez kasety. Był pierdylion sposobów, żeby jakoś to urozmaicić, a się nie narobić. Pamiętacie końcówkę MGS 4, gdzie Bigos tłumaczy wam wszystko niczym Morgan Freeman opowiadający o wszechświecie i galaktykach, a w tle widzimy minimalistyczną, ale stymulującą wyobraźnię animację nawiązującą do tematu rozmowy? O ile tamta sekwencja była w cholerę za długa, to parę tego typu pomniejszych, zamiast zasranych kaset, byłoby bardzo spoko. Liczę na fanów w tej kwestii, może coś się uda zmontować - szkoda tylko, że wszystkie materiały będą z recyklingu (nie zaciągną Shinkawy, żeby porobił dla nich nowe ilustracje). Tej grze przydałoby się nieco urozmaicenia wizualnego, zwłaszcza że w cutscenkach też środowisko się prawie nie zmienia (większość najważniejszych odbywa się na motherbase). Zmierzam ostatecznie do tego, że część materiałów fabularnych wciśniętych w kasety zasługiwało na wyróżnienie, zaznaczenie które są naprawdę ważne, nie tylko poprzez żółtą czcionkę. Ale poprzez umieszczenie scenki, która w jakiś ciekawszy sposób cię z tą treścią zapozna. I nie będzie aż tak pomijalna, jak kasety.
Moim zdaniem bardzo ważne sprawy przechodzą kompletnie bokiem. Przecież w MGS V w końcu dowiadujemy się, co poszło nie tak z organizacją Majora Zero! W końcu dowiadujemy się, dlaczego Patrioci to antagoniści MGS 1,2 i 4 w takiej a nie innej formie! Dowiadujemy się, jak bardzo temu wszystkiemu (nie) był winny Zero. Niczego nie zaplanował starannie, niczemu nie nadał swojego wymarzonego kierunku - AI zostało naprędce przygotowane i uruchomione, żeby jak najszybciej przejąć kontrolę nad organizacją w związku z utratą świadomości przez Zero. Nie było go przy tym, kiedy AI uznało, że kontrola ludzkiej woli i przepływu informacji to tak zajebisty pomysł, że AI dokręci w tej kwestii śrubę tak mocno jak to mamy okazję poznać w MGS 2. Nie było go przy tym, kiedy AI odbiło z ekonomią w kierunku wojny, co widzieliśmy w MGS 4. Chcąc desperacko ratować resztki swojego marzenia (wypełnić wolę przyjaciółki, która naprawdę mogła zaoszczędzić światu kłopotów i nie otwierać ryja z tymi tekstami o zjednoczonej ludzkości), nieświadomie (tj. nie mając tego na celu) doprowadził do częściowego zniewolenia ludzkości poprzez uruchomienie AI Patriotów. Big Boss nieświadomie (w tym samym kontekście, tj. niecelowo) temu AI dostarczył danych dotyczących tego, jak zajebiście opłacalnym biznesem jest wojenna ekonomia, samemu przykładając rękę do tego, co się stało. A cały ciąg wydarzeń został nieświadomie (znowuż - działając z pełną premedytacją, ale kompletnie w innym celu) zapoczątkowany przez Skull Face'a, przez którego biologiczny atak Major Zero spanikował i na szybko uruchomił AI, których nie mógł potem doglądać. SF nie miał bladego pojęcia, jakie konsekwencje mogły mieć jego czyny, chciał jedynie zemsty i tyle, prosty chłop. A projekt pod tytułem "Patrioci" mógł zostać rozwinięty w kompletnie innym kierunku lub nawet kompletnie porzucony, jeżeli tylko Zero miałby sposobność przez jeszcze parę(dziesiąt) lat świadomie chodzić po ziemi. W końcu projekt pasożytów strun głosowych został kompletnie porzucony, kiedy Zero stwierdził, że czystki etniczne nie są cool i być może są lepsze sposoby na zjednoczenie ludzkości.
Co ciekawsze, są to wnioski które możemy poznać już tylko i wyłącznie my, gracze którzy poznaliśmy historię wszystkich postaci w serii. To, co BB/Venom usłyszał na kasetach w MGS V musi zostać skonfrontowane z wiedzą Solida/Raidena (gracza MGS 1, 2 i 4), aby uzyskać pełny obraz. Venom i BB nie mają bladego pojęcia, w co się rozwinie sytuacja, którą obecnie poznają (obaj mieli swoje rzeczy do roboty, poza tym to nie działa wstecz - jak nie wiesz za czym drążyć w przeszłości, to nie drążysz) - jeden ginie w Outer Heaven, drugi w Zanzibarze i budzi się już po wszystkim pod sam koniec MGS 4, gdzie też nie ma szansy poznać całej prawdy w krótkim czasie oraz nie mając pod ręką już ani Ocelota, ani Millera. A nawet jak się czegoś dowiaduje, to z drugiej ręki. Dla odmiany Solid i jego ekipa nie mają tak dobrego pojęcia na temat tego, co się działo w czasach BB - Solid zresztą zawsze był tym mniej rozgarniętym z braci, wieczne dziecko we mgle. ZAWSZE można go było zaskoczyć jakimś nowym faktem z jego własnego życia. Za to Eli/Liquid miał dość dobre pojęcie na temat wszystkich wydarzeń, ale w jego łbie nie było miejsca już na cokolwiek poza zemstą na wszystkich dookoła, ze swoimi genami włącznie - w związku z tym nie było sposobności, żeby Solid dowiedział się od niego czegokolwiek szczegółowego. Albo i nie miał ochoty tłumaczyć kogokolwiek, skoro każdemu miał za złe... wszystko. Poza tym może przeceniam jego umiejętności poznawcze - poza tym, że jest klonem BB i stworzył go Cipher/Patrioci, może już nie rejestrować niczego więcej. Od kiedy dowiedział się, jak przyszedł na świat, jego jedynym celem jest zemścić się za to, że żyje. Dosłownie. Więc może ma w dupie cały ten ambaras z kontrolowaniem informacji i wojenną ekonomią.
Tak czy inaczej, okazuje się że największym sukcesem Skull Face'a jako czarnego charakteru było uniemożliwienie pojednania między BB a Zero. To poprzez jego jedno działanie motywowane zwykłą zemstą największe nieporozumienie MGSowego uniwersum nie zostało nigdy rozwiązane. A z dalszymi tego konsekwencjami bohaterowie gier z czasów Solida musieli zmagać się aż do swojej śmierci każdy.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość