Skies of Arcadia Legends – niestety nie uruchomiło mi się to. Port z DC z tego co pamiętam, sama gra nie utkwiła mi jakoś w pamięci z czasów premiery, kiedy czytałem growe gazetki.
The Legend of Zelda: The Wind Waker – gra legenda, o której niejednokrotnie się rozpisywałem. Dla mnie jedna z najlepszych w tamtej generacji, pewnie w górnej piątce piątej generacji

F-Zero GX – mówiło się, że to Nintendowska odpowiedź na WipeOuta, a to przecież oryginalne F-Zero debiutowało wcześniej na SNESie. Pierwsze wrażenie mocno past-past-genowe. Jakieś kolorowe menusy, klimat staroszkolnego arcade. Pierwszy wyścig – meh. Ale kolejne już ciekawsze kiedy jechałem po bardziej skomplikowanych torach. Widać, że to stara gra, dziś się nie broni, ale w tamtym czasie mogła zarządzić.
SoulCalibur II – o i to jest to! Od pierwszych chwil czuć, że to akurat się broni

Freedom Fighters – coś a’la open-world z 2003 roku. Co o tym można więcej powiedzieć… Od pierwszych chwil wygląda to jak jakiś bardzo ubogi GTA i to trójki. Może wtedy to było fajne, dziś zupełnie gra się nie klei.
Viewtiful Joe – nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Pamiętam, że był to wielki hit i dla wielu powód do kupna GCN. Pamiętam radość kumpla, kiedy wyszło na PS2. Grał w to dość mocno, a ja nie potrafiłem tego zrozumieć. Odpaliłem niejako z musu, żeby sprawdzić, na czym to polega. No i włączam – leci jakieś suche intro. Umieram już na tym intrze po paru minutach. Próbuję przeskipować i ups – jakąś kombinacją przycisków zresetowałem grę. O nie, drugi raz tego nie przeżyję. Może innym razem.
Star Wars Rogue Squadron III: Rebel Strike – już pisałem kiedyś, że RSII był drętwy. No to trójka jest tak samo drętwa, z tym że tu dochodzi tryb TPP z łażeniem Lukiem, co jest jeszcze bardziej drętwe. Pograłem 15 minut, załamałem się i wyłączyłem. Nie dziwię się, że gra została w sumie w swoim czasie uznana za porażkę.
SSX 3 – cóż, dwunastoletnia sportówka. Myślałem, że będzie to nieco bardziej współczesne niż Tricky. Ale dla mnie grało się tak samo. Pojeździłem i w sumie tyle. Powtarzam po raz nty – wyścigi i sportówki starzeją się źle. Tym bardziej te arcadowe.
Mario Kart: Double Dash!! – na koniec ponoć jeden z lepszych Kartów. No przyznam, że nawet wciągnęło mnie to na te pół godzinki albo i więcej. Jeździ się całkiem fajnie, trasy są ciekawe. Ja tam w MK nigdy jakoś więcej nie pograłem. Może chwilę z MK i MK64 na emu. Za to w swoim czasie grałem troszkę w CTR, więc to może kwestia tamtego doświadczenia, że MKDD mi się akurat podoba.
Cóż, poza tym w końcówce 2003 wyszło kilka dobrych gier, w tym genialne BG&E. Wyliczyć też można Tony Hawk’s Underground, udany powrót Prince of Persia czy NFS Underground. Ale w to wszystko grałem dużo na PC i PS2, więc pominąłem. A z tego, czego nie ograłem, to prawdę mówiąc niewiele mnie ominęło w tym roku – przynajmniej patrząc z perspektywy GCN. Nie widzę nic do nadrobienia.
Następny w kolejce 2004, który wydaje mi się ciekawszy pod względem moich „zaległości”…