Zauważyliście jak ostatnio łatwo wśród fanów MGSa zdobyć renomę inteligenta? Wystarczy powiedzieć że MGS2 jest najlepszą częścią serii. Ta piękna droga na skróty jak widać w wielu tematach przyciąga jednak też totalne miernoty umysłowe. No ale po kolei.
MGS2 zajmuje w moim rankingu zaszczytne czwarte miejsce. Zaszczytne, bo konkurencję ma ekstremalnie mocną - wliczając Acidy, TTS i podstawowe MG ograłem 12 gier z tym tytułem i tylko 3 z nich nie uważam za wybitne.
Strona i forum powstało (przypuszczalnie) po to, by we wspólnym gronie zachwycać się tą wspaniałą serią. Jednak każdy w miarę częsty gość tutaj musiał zauważyć, że wśród części najbardziej stałych bywalców wykształciło się coś w stylu kościoła MGS2. Jego wierni z fanatyzmem godnym lepszej sprawy kreują wszechświat, w którym każdy, kto w swoim rankingu nie ma MGS2 na pierwszym miejscu jest z miejsca określany debilem.
Osoby te, które można określić chyba tylko słowem z tytułu tematu (żeby nie było, nie zaliczam do tego grona każdego fana i fanatyka dwójki!), przejawiają typowe objawy syndromu oblężonej twierdzy, więc wiem, że bezpośrednio nie dotrze do nich wiadomość z tego postu, ale liczę, że admini i inni użytkownicy dostrzegą problem i choć trochę go przykrócą. Dlaczego? Bo chyba każdemu z nas zależy, żeby najlepsza polska strona o MGSie kwitła i wciągała nowych użytkowników, zamiast odrzucać ich na starcie.
Zakon fanatyków MGS2 nie rozumie wielu bardzo podstawowych spraw, począwszy od tego, że nie mamy się o co bić, bo na to forum przygnała nas miłość do tej samej serii. Wiem, że podejmuję właśnie próbę wytłumaczenia typowemu internetowemu trollowi, że nie ma się o co spinać, co jest pewnie z góry skazane na porażkę, ale mimo wszystko wypunktuję kilka spraw, których osoby te wybitnie nie ogarniają.
Przede wszystkim, wyznawcy kościoła MGS2 zarzucają w ciemno każdemu, w kogo rankingu dwójka nie zajmuje pierwszego miejsca, tępotę i nie zrozumienie głębi fabuły Sons of Liberty. Pomijam tu już nawet fakt, że osoby te same w 99% wypadków same nie wpadły na genialność fabuły, ale musiały ją wyczytać w otchłaniach internetu. W swym megalomaństwie nie kapują, że można przeczytać te same opracowania, zrozumieć dane podejście, a i tak nie ustawić MGS2 na pierwszym miejscu.
Jeszcze mała dygresja. Osoby te głośno płaczą, że biedny Kojima wobec olbrzymiej porażki MGS2 musiał zniżyć się do MGS3, co następnie łatwo doprowadziło do dalszej przymusowej pracy nad tragedią pod tytułem MGS4. Fanatycy ci, w swej niezmierzonej mądrości, patrząc na wszystkich z góry, nie zauważyli pewnie drobnego szczegółu zwanego ilością sprzedanych egzemplarzy. Słychać tylko - "Kojima musiał spłycać MGS3 i 4, żeby debile rozumieli." Dla tych tytanów intelektu przytoczę cyferki: MGS2 - 7 mln, MGS3 - 4 mln, MGS4 - 5 mln. Aż prosi się o dodanie - "Where is your God now?"
Prawda jest taka, że Kojima nic nie musiał. Nie chciałby robić kontynuacji, po prostu by jej nie zrobił. Osobiście (ale to tak zupełnie na boku) wydaje mi się, że Kojima śpieszył się z wypuszczeniem gry - przez co Arsenal Gear jest tak totalnie "niedorobiony". Świetnie wpasowuje się to w teorię postmodernistyczną, ale wyszło Kojimie zupełnie przypadkiem - on sam chciał (tylko albo aż) burzyć czwartą ścianę między graczem a Raidenem, przedstawiać teorię memów, a postmodenizm wyszedł w jego nie do końca świadomych niedoróbkach.
Po krótce: czemu MGS2 nie jest u mnie na pierwszym miejscu? To bardzo przykre, ale na wszelki wypadek czuję się w obowiązku wytłumaczyć nie tyle przed kościółkiem fanatyków, co fanami MGS2 będącymi w pełni władz umysłowych.
- burzenie czwartej ściany mnie nie interesuje, gra z serii MGS nie musi mi udowadniać że jest grą, a ja graczem, wiem to sam. Wolę ten motyw na zasadzie humorystycznej znanej z innych części niż poważnego przesłania całej gry.
- nie kupuję tego, że Koji to uciśniony postmodernistyczny artysta, wydaje mi się że etykietka takiego dzieła przylgnęła na wskutek nazbyt dociekliwych fanów, nie mogących znaleźć innego wyjaśnienia zupełnie losowych pomysłów Kojimy (zupełnie inną sprawą jest granie z nastawieniem, że gram w twór stricte postmodernistyczny - wtedy gra zyskuje dodatkowe punkty, ale nie tego szukam w MGSach, wolę pod tym kątem chociażby gry Sudy)
- wynikające z nie kupowania drugiego punktu: nudna reżyseria (na tle serii)
Mówię więc w pełni świadom wszystkich zalet MGS2: przed z całą pewnością rewelacyjną dwójką wolę trzy inne części serii. Za większą wewnętrzną spójność, większy dramatyzm i większą całą tą hollywoodzką papkę, za którą kocham całą serię.
Co do postmodernizmu raz jeszcze - wśród fanatyków tej wersji zaobserwować można zabawne zjawisko. Wyznawcy MGS2 potrafią się wykłócać jednocześnie o to, że dwójka ma spójną fabułę i ciekawe postacie, oraz o to, że jest tworem postmodernistycznym i jako taki należy ją traktować, co pozostaje skwitować tylko krótkim "WTF", bo to jawnie świadczy o tym, że tak naprawdę nie rozumeją o czym mówią. ("Żadne krzyki nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne" - cytując klasyka o podobnym podejściu do ludzi o innych poglądach

Kończąc ten przydługi post, w którym poruszyłem pewnie zbyt wiele tematów, zwracam się do Was, użytkownicy i admini, z pytaniem: też widzicie to zapatrzone w siebie grono miernot umysłowych? A może tylko mi się przewidziało/wyolbrzymiam? Czy warto coś z nimi robić? Czy lepiej pozwolić by ta skromna, tutejsza odmiana faszyzmu kwitła w najlepsze, bo jednak lepiej paru stałych bywalców niż potencjalnych wielu nowych, ale nie koniecznie stałych, którzy może rozruszali by to dość skostniałe forum?