Konkurs: Mróz alaski i początki z MGS
- środa 29 lutego 2012
- Opublikowane w 10 lat Z . Konkurs
- Przez La-Li-Lu-Le-Lo
- Zostaw komentarz
MGS był moją trzecią z kolei grą na PS1. Po raz pierwszy zagrałem w nią zimą 1999 roku. Nie mogłem lepiej trafić. Po odpaleniu gry od razu poczułem klimat śniegu i mrozu alaski. Ścieżka dźwiękowa oraz przerywniki dostarczyły niezapomnianych wrażeń i emocji, które wspominam do dziś. Scena głównego bohatera wpływającego do doków i pierwsza rozmowa przez codec zaczynająca się od słów „This is Snake, Colonel can you hear me?” „Loud and clear” szczególnie wryły się w pamięć. Gra miała wszystko co potrzeba, wyraziste postacie, była napchana dużą ilością broni i przedmiotów, które można było używać w różny sposób. To sprawiało, że chciało się dalej w nią grać i do niej wracać. Podobał mi się gameplay. Na początku zabijałem strażników lecz później zrozumiałem, że nie o to tu chodzi.
MGS to przede wszystkim omijanie strażników, kamer i chicha eksploracja. Taktyczna szpiegowska akcja tak jak wskazuje jej tytuł. Gra poruszała wiele ciekawych tematów jak np. klonowanie, zaawansowane technologie, japońskie mechy czy nuklearne zagrożenie. Zaskakiwała na każdym kroku i przełamywała bariery. Tematyka była bogata. Teraz widać ile rzeczy autorzy chcieli nam w niej przekazać. Dobrze wiedzieli jak zainteresować gracza. Gdyby odjąć te wszystkie elementy i zostawić tylko gameplay, nie był by to już ten sam MGS. W prawdzie nie rozumiałem wtedy jeszcze wszystkiego po angielsku, więc nie mogłem w pełni cieszyć się grą. Ze słownikiem też było ciężko bo jak tu coś w spokoju sprawdzić, kiedy lecących napisów w przerywnikach nie dało się zatrzymać, a i ilość tekstu w rozmowach przez codec była przytłaczająca.
To jednak nie przeszkadzało żeby MGS wciągnął mnie do tego stopnia, że wyszedłem na dwór i zacząłem udawać że jestem Snakiem. Trzymając w ręku gałąź imitującą pistolet, przemykałem niezauważony przez różne budynki, place budowy, zarazem kontaktując się z wyimaginowanym kolonelem w celu dalszych wskazówek. Z czasem to już prawie codziennie się tak bawiłem. Potem z kolegami, odwzorowywaliśmy różne sytuacje z MGS. Zdobywanie baz czy czołganie się pod ciężarówkami. Wszystko wyszło poza grę i fikcja stała się rzeczywistością. MGS pobudził w jakiś sposób moją kreatywność. Pamiętam, jak rysowałem mapy pomieszczeń z Shadow Moses na kartkach papieru, a także rozbudowywałem je i tworzyłem nowe lokacje. Może kiedyś uda mi się je znaleźć.
Wracając do samej gry, kiedy pierwszy raz ją przeszedłem, zobaczyłem napisy końcowe, gdzie grał utwór The Best is Yet to Come i pokazane były obrazy/zdjęcia z alaski. Wszystko było idealnie wkomponowane. To najlepsze co mogłem dostać po jej ukończeniu. Jeśli przejście tej gry miało być stratą czasu to ja chcę go tracić właśnie w taki sposób, bo ten utwór mi to zawsze wynagrodzi. 😉
Dzięki tej części zainteresowałem się serią MGS i tak jest do dziś.
Jeszcze nie komentowane.