Rozdział VII

Dwaj żołnierze weszli do mesy. Kiedy jeden z nich usiadł, drugi poszedł po jakieś jedzenie. Snake widział go, jak się zbliża; był prawie nad Snake’iem, a mimo to go nie zauważył. Wrócił do stołu, aby przez następne dwie minuty jesć z towarzyszem jakieś kanapki. Potem wstali i opuścili mesę. Snake pozostał niezauważony.
„Kartonowe pudło znów ocaliło mi tyłek”. Snake ukrywał się pod kartonowym pudłem; używał tego tricku w przeszłości i jak widać, był on ciągle skuteczny. Wstał i zaczął iść w kierunku drzwi do mesy. Gdy do nich doszedł, wyjrzał za róg. Żołnierze rozmawiali ze sobą.
– Ej, czy przy windzie nie powinni stać dwaj strażnicy? – Powiedział jeden z nich, kiwając głową w stronę windy.
– Chyba tak; mam to zgłosić? – Odpowiedział drugi.
– Może poszli się zdrzemnąć. – Pierwszy powiedział to z dużą gwałtownością w głosie.
– Może powinniśmy ich zbudzić?
– Taaaaaaaaaaaa…
Żołnierze pośmiali się trochę, po czym udali się ku lewej stronie piętra. Snake zauważył tam trzy pary drzwi po lewej stronie; przypuszczał, że to sypialnia, ponieważ tam właśnie weszli żołnierze. Snake zaczął iść cicho w tamtą stronę. Dotarł do pierwszych drzwi i sprawdził, co za sobą skrywały. „Jakaś zbrojownia”. Snake nie znalazłby jednak użytku dla większej ilości ekwipunku czy broni.
Za drugimi drzwiami, tak jak podejrzewał, znajdowała się sypialnia, ale na trzecich drzwiach był taki sam napis. Jedyną różnicą było to, że na drugich drzwiach był napis „Sypialnia M”, natomiast na trzecich „Sypialnia F”. Było oczywiste, że jedna z nich była przeznaczona dla mężczyzn, druga natomiast dla kobiet. Snake zaczął otwierać trzecie drzwi, by ukryć się we wnętrzu przed strażnikami, kiedy zadzwonił Codec.
– Snake, tu Otacon. Gdzie teraz jesteś?
– Eeeee… Widzisz… Właśnie coś… Yyyyyyy… Właśnie coś sprawdzam. Tak, sprawdzam! – Odparł Snake, nie bez powodu przypuszczając, że gdyby powiedział Otaconowi nieco więcej o tym, gdzie się teraz znajduje, czekałby go długi monolog o prywatności i (domniemanej) perwersyjności Snake’a.
– Burza się nasila, możemy stracić łączność.
– To może zająć mi jeszcze chwilę. – Snake przerwał na chwilę. – Jeśli nie odezwę się do ciebie przez…
– Nie lubię tego typu rozmów. – Przerwał mu Otacon. – Czekam tu na was.
Otacon rozłączył się, natomiast Snake poczuł, że cieszy się mogąc mieć kogoś takiego jak Otacon po swojej stronie. Nagle, drzwi „Sypialni M” otworzyły się. Snake szybko otworzył drzwi „Sypialni F” i wszedł do środka. Jednocześnie usłyszał rozmowę strażników.
– Nie rozumiem tego, powinni tam być.
– Sprawdźmy to piętro jeszcze raz.
Snake wszedł głębiej do pokoju i nagle usłyszał coś. Kogoś. Obrócił się i zobaczył kobietę śpiącą na parterze łóżka piętrowego. Snake obszedł łóżko dookoła, tak by trzymać się jak najdalej od żołnierzy, jednocześnie wpatrując się w kobietę. „Nie… Nie może być!”. Jego twarz stała się zimna. Snake zbliżył się do twarzy kobiety, bliżej, jeszcze bliżej… I nagle szybkim ruchem zakrył jej usta dłonią. W drugiej dłoni spoczywał gotowy SOCOM. Kobieta przebudziła się zaskoczona, wpatrywała się z niedowierzaniem w oczy Snake’a. Znali się. Ciszę przerwał Snake:
– Naomi!

Raiden szedł spokojnie, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. „To miejsce jest DUŻE”. Korytarze były białe i doskonale oświetlone. Dostanie się do miejsca, o którym mówiła Meryl zajęło mu cztery długie minuty. Następnie użył radio, które Meryl uprzednio dostroiła na specjalną częstotliwość, tak żeby mogli rozmawiać bez obaw o podsłuchanie.
– Jestem. – Powiedział Raiden, nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi. – JESTEM! – Powiedział raz jeszcze, tym razem podnosząc nieco głos.
– Dobrze. Widzisz kogoś w środku? Odbiór.
Raiden widział zapalone światła w biurze, przez szczelinę w drzwiach.
– Tak, chyba tak.
– Więc zostań tam, gdzie jesteś. On nigdy nie przebywa tam długo. Skontaktuj się ze mną, kiedy wyjdzie. Odbiór.
– Tak jest. Bez odbioru. – Raiden czekał, mając nadzieję, że Meryl wie, co robi.

Meryl odczekała parę sekund po tym, jak Raiden wyszedł, po czym sama opuściła pomieszczenie w którym się wcześniej znajdowali. Poszła w drugą stronę, w kierunku windy. Dojście tam, gdzie chciała zajęło jej parę minut, a po drodze zauważyła dwóch mężczyzn, których widziała już wcześniej, spacerujących i rozmawiających ze sobą. Ocelota znała; rzucało się w oczy, że że tych dwóch łączyło coś więcej niż pobyt w tym samym miejscu. Doszła do windy, przywołała ją i weszła do środka. Następnie wybrała „Ochrona – Piętro 2”. Winda ruszyła i zatrzymała się po paru sekundach. Wyszła i zaczęła iść w prawą stronę, jednak spojrzała w lewo i zwolniła. Lewa strona piętra była ciemna, światła nie działały, a kiedy spojrzała na podłogę wyglądało to na czerwień. Krwisty odcień. Nie widziała dokładnie ze względu na panujące tu ciemności, i szła dalej aby to zbadać.
– Jestem. – Odezwał się głos w radio, ale Meryl zignorowała go. Cały czas gapiła się na podłogę. – JESTEM! – Na ten dźwięk Meryl otrząsnęła się trochę i odpowiedziała.
– Dobrze. Widzisz kogoś w środku? Odbiór. – Miała znów świeży umysł.
– Tak, chyba tak. – Odpowiedział Raiden.
– Więc zostań tam, gdzie jesteś. On nigdy nie przebywa tam długo. Skontaktuj się ze mną, kiedy wyjdzie. Odbiór.
– Tak jest. Bez odbioru.
Meryl zignorowała na razie ślady na podłodze i ruszyła w prawo. Weszła do pomieszczenia w którym znajdowało się duże biurko i parę szafek. Podeszła do biurka, wyciągnęła rękę i rozpoczęła poszukiwania czegoś pod biurkiem. „Jest!”. Znalazła guzik i przycisnęła go. Za nią szafki zaczęły się przesuwać, ujawniając przejście. Weszła w nie i zobaczyła bardzo żółty korytarz. Po jego obu stronach były pokoje; ściany były przezroczyste a każdy pokój miał numer. Kierowała się w stronę końca korytarza. Byli tam wszelkiego rodzaju naukowcy: psycholodzy, lekarze, i tak dalej; wszyscy przed swoimi komputerami, sprawdzający coś i notujący wyniki. Korytarz był bardzo duży i bardzo dobrze oświetlony. Będąc już blisko końca weszła do drzwi oznaczonych numerem 22. Wewnątrz znajdowało się kilka dużych monitorów, ukazujących ważne miejsca, takie jak gabinet owalny tajne pokoje, i wiele innych pomieszczeń, którymi Meryl nie mogła teraz zawracać swojej głowy. Podeszła do komputera po lewej stronie pokoju. Znała procedurę tak samo dobrze, jak kody do prawie każdego pokoju w tym ośrodku. W końcu była tu już prawie dwa miesiące. Znalazła ten, którego szukała i czekała. „Ciekawe, czy on go zna”.
Po paru minutach odezwało się radio:
– Wyszedł z biura. – Powiedział Raiden.
– Dobrze. Wyłączam system anty-włamaniowy. – Mówiąc to, Meryl nacisnęła kilka przycisków na klawiaturze. – Ok. Możesz iść.
Po tych słowach Meryl chciała coś powiedzieć, jednak zawahała się przez parę sekund.
– Przy okazji, jak masz na imię? – Zapytała w końcu; jej uprzednie wahanie spowodowane było zawstydzającą odpowiedzią, którą jako żółtodziób usłyszała od pewnego weterana parę lat wcześniej. „Imię nic nie znaczy na polu walki”. Od tego czasu jednak, wiele się zmieniło.
– Raiden.
– Dziwny pseudonim… – Meryl udało się wydobyć z niego imię. Tak naprawdę pseudonim, ale był to w końcu jakiś rodzaj imienia. – Pośpiesz się.
Raiden odczekał parę minut, aż światła w biurze zgasły i drzwi zaczęły się otwierać. Cały czas był spokojny, w idealnym bezruchu opierał się o ścianę. Obrócił się nieco, jednak tylko tyle aby być pewnym, że wychodząca z biura osoba go nie zobaczy. Kiedy przechodziła obok niego, Raiden nie mógł nie usłyszeć dziwnego dźwięku w każdym jej kroku. Nie zwrócił jednak na to uwagi, jako że był o wiele bardziej zainteresowany jak najszybszym udzieleniem pomocy Meryl, aby ta pomogła mu odnaleźć Rose. Kiedy tylko mężczyzna był wystarczająco daleko, Raiden podniósł radio i powiedział:
– Wyszedł z biura.
– Dobrze. Wyłączam system anty-włamaniowy. – Odparła Meryl, a Raiden słyszał w tle charakterystyczny stukot klawiszy. – Ok. Możesz iść.
Raiden stanął naprzeciw drzwi i ruszył naprzód.
– Przy okazji, jak masz na imię? – Odezwała się Meryl przez radio, i Raiden nie wiedział, co ma rozumieć przez to pytanie; uznał jednak, że podanie swojego pseudonimu nie stanowi problemu. Tylko Rose nazywała go po imieniu, i to tylko dlatego, że wyraźnie sobie tego życzył.
– Raiden. – Odpowiedział.
– Dziwny pseudonim…
Raiden zmarszczył brwi na te słowa; nie pierwszy raz ktoś mówił mu coś takiego.
– Pośpiesz się. – Powiedziała Meryl.
Radio ucichło i Raiden wszedł do biura. Było szare, po środku stało biurko.
– Jest komputer… – Zameldował Raiden, zastanawiając się, jakiego rodzaju informacji oczekuje Meryl.
– Dobrze. Włącz go. – Odparła Meryl przez radio.
Raiden usiadł przy biurku i poczuł wtedy, że jego mundur jest na niego nieco za mały; miał bowiem problemy z zajęciem miejsca na fotelu. Kiedy się to udało, włączył komputer.
– Chcę, żebyś poszukał czegoś w jego plikach osobistych. – Powiedziała Meryl.
Pobieżne zapoznanie się z systemem zajęło Raidenowi kilkanaście sekund, w końcu jednak znalazł właściwy folder.
– Mam go. Czego mam szukać? – Zapytał.
– Chcę, żebyś szukał dwóch słów. – Meryl zawiesiła na chwilę głos. – Metal Gear.
Oczy Raidena otworzyły się tak samo szeroko, jak bardzo opadła mu szczęka.

Rozdział VIII

– Nie ufam mu. – Powiedział Vamp idąc obok Shadowa. Żołnierz wszedł do windy parę stóp dalej.
– Ja też nie, ale nie zdradził nas… – Shadow uśmiechnął się mgliście, na jego twarzy pojawiły się zmarszki – … Jeszcze.
Shadowowi nie było obce dziwne zachowanie Ocelota i jego mały problem.
– W każdym razie, wkrótce zajmiesz jego miejsce, więc nie martw się. – Powiedział.
– Nigdy tego nie robię. – Odpowiedział Vamp bez cienia emocji w głosie.

– Co powiedziałaś? – Zapytał zaskoczony Raiden.
– Metal Gear. – Powtórzyła Meryl, tak jakby to było normalne słowo.
Raiden uspokoił się nieco: – Skąd wiesz o Metal Gear?
– Jak to skąd wiem? – Powtórzyła zmieszana Meryl. – Zaraz… A czy TY wiesz coś o Metal Gear?
Raiden zastanowił się, czy powinien odpowiedzieć. Sytuacja zmieniła się. Jeśli ta kobieta wiedziała o Metal Gear, czy mogła wiedzieć coś więcej? Raiden myślał tak przez parę dobrych sekund, tymczasem głos Meryl cały czas biegł z radio:
– Co wiesz o Metal Ge…?
– Nie mam teraz na to czasu. – Raiden uciął temat. – Przeszukuję teraz jego osobisty folder.
Raiden skończył rozmowę, a Meryl nie chciała jej na siłę kontynuować. Tymczasem przeszukanie komputera nie przyniosło żadnych rezultatów.
– Nie ma tu nic o Metal Gear.
– Cholera… Jesteś pewien? – Meryl wiedziała, że Ocelot miał coś wspólnego z Metal Gear.
– Tak, jestem pewien. – Raiden przejrzał wszystkie osobiste pliki na tym komputerze i nic nie znalazł.
– Więc gdzie to może być… – Nie wyglądało to tak, jakby Meryl mówiła to do krótkofalówki.
Rozmowa została przerwana przez bardzo głośny dźwięk.
„Alarm”. Raiden starał się być jeszcze bardziej czujny, niż dotąd.
– To nie po nas. – Powiedziała Meryl, domyślając się co chodziło Raidenowi po głowie.
– Skąd ta pewność?
– Widzę na monitorze, to z Piętra 0.
– Snake!!! – Powiedział zduszonym głosem Raiden. – Muszę się tam dostać. Jak? – Z głosu Raidena biła niecierpliwość.
– Oszalałeś?!?
– Muszę się tam dostać, powiedz mi tylko jak.
– Jesteś zbyt daleko…
– Tam ktoś jest. Ktoś, kogo muszę odnaleźć. Jeśli nie ja – to ty będziesz musiała tam pójść za mnie. – Powiedział Raiden, bez nadziei na zgodę ze strony Meryl. To się jednak nie liczyło – musiał odszukać Snake’a. Meryl nie odezwała się przez dłuższą chwilę, aby w końcu powiedzieć:
– Ok. Pójdę tam. – Nie za bardzo potrafiła sama sobie uzasadnić, dlaczego się zgodziła. Może dlatego, że Raiden pomagał jej dotąd bez żadnych pytań i wątpliwości. – Ale potem opowiesz mi, co wiesz o Metal Gear.

Naomi była autentycznie przestraszona, i taki też miała wyraz twarzy patrząc na Snake’a.
– Zdejmę dłoń, ale spróbuj tylko wydać z siebie jakiś głośniejszy dźwięk… – Snake był cały czas zdziwiony znalezieniem Naomi tutaj.
Naomi skinęła głową. Wiedziała, że Snake nie zawahałby się jej zabić.
Snake zdjął rękę z ust Naomi, i zobaczył jej uprzejmą, ale smutną twarz. Jej oczy wyglądały na zmęczone, a ona sama sprawiała wrażenia, jakby mogła przespać kilka najbliższych dni.
– Co tu robisz? – Snake zapytał szorstko.
– Pracuję dla nich… – Jej odpowiedź, mimo że krótka, zawierała mnóstwo informacji. Oznaczało to, że skoro Naomi pracowała dla Patriotów, to musiało być coś dużego.
– Co dla nich robisz? – Snake kontynuował ‘przesłuchanie’.
– Genetyczna rekonstrukcja. – Powiedziała Naomi opadając na łóżko. Snake chwycił ją i przywrócił do pozycji siedzącej.
– Dawali mi jakieś… Pigułki… Coś, dzięki czemu mogli mnie kontrolować… – Naomi sprawiała wrażenie, jakby mogła zemdleć w każdej chwili.
Snake widział już kogoś znajdującego się w takiej samej sytuacji… Siostra Otacona. Sięgnał do swego Codecu.
– Otacon, słyszysz mnie?
– Ba…o z…e S…ke. – Jakość transmisji pozostawiała wiele do życzenia.
– Jest ze mną Naomi.
– Co… c… y… robi… – Na tym transmisja się zakończyła. Snake nagle zdał sobie sprawę ze złożoności sytuacji, w której się znalazł. Przybył tu, żeby znaleźć Rose. Teraz dodatkowo musiał jeszcze znaleźć Raidena i wynieść się stąd; tymczasem on znajdował się w damskiej sypialni pomagając Naomi Hunter stanąć na własnych nogach.
– Dasz radę ustać i pojść ze mną? – Zapytał Snake wyczuwając, że Naomi nie stanowi dla niego zagrożenia.
– Nie wiem, może… – Głos Naomi stawał się coraz bardziej płytki.
– Musimy się stąd wydostać. Zabiorę Cię na powierzchnię. Tam czeka Otacon; zabierze Cię stąd.
– Dlaczego to robisz, Snake? Czyżbyś zdążył zapomnieć o tym, co Ci zrobiłam?
– Nie mamy teraz czasu na wspominki. – Snake szybko otrząsnął się z myśli o FOXDIE – wirusie, którym zainfekowała go Naomi parę lat temu; wirusie, który mógł go w każdej chwili zabić.

Żołnierze zakończyli przeszukiwanie piętra i nie znaleźli żadnego śladu swoich kolegów. Gdy doszli do sypialni, jeden z nich zobaczył kogoś w damskich kwaterach. Zdecydował się to sprawdzić i kiedy otwierał drzwi jego oczom ukazał się mężczyzna pomagający wstać kobiecie – naukowcowi.
– Stać! – Powiedział żołnierz otwierając gwałtownie drzwi i celując do Snake’a ze swej broni. – Dzwoń po wsparcie. – Mówiąc to odwrócił przez chwilę głowę w kierunku swego towarzysza, chcąc zwrócić jego uwagę.
Snake puścił Naomi. Ciągle miał gotowego do strzału SOCOMa w dłoni, płynnym ruchem uniósł go i strzelił do strażnika. Ten cofnął się po tym, jak chwilę później, zszokowany dotykał ręką zakrwawionego ramienia. Drzwi do sypialni ponownie się zamknęły.
– Dzwoń po wsparcie!!! – Wrzeszczał żołnierz, cały czas trzymając ręke na ramieniu.
– Ok!!! – Odpowiedział drugi z nich, oddalając się od zamkniętych drzwi. – Tu Jednostka Zero, zostaliśmy zaatakowani. Powtarzam: Jednostka Zero, zostaliśmy zaatakowani.
Ranny żołnierz wycelował swą broń w kierunku drzwi i otworzył ogień. Snake złapał Naomi i oboje padli na ziemię. Karabin był bardzo głośny, ale Snake nie mógł rozpoznać po dźwięku typu i modelu broni. Była jednak bardzo potężna, trafione łóżka były dosłownie rozrywane na strzępy. Snake wycelował swego SOCOMa w stronę podziurawionych drzwi, przez które idealnie widział strzelającego żołnierza. Strzelił i zaraz po tym żołnierz przestał strzelać, by po chwili paść na ziemię. Uszu Snake’a i Naomi dobiegł teraz inny, głośny dźwięk. „Alarm”.
– Naomi, odkryli nas. Zabieramy się stąd.
– Spałam przez jakiś czas, więc działanie narkotyków powinno niedługo ustać. – Naomi dała radę wstać sama.
Snake wybiegł z pokoju z wycelowaną bronią, ale nie widział drugiego żołnierza.

Meryl wybiegła z pokoju ochrony; żołnierze i strażnicy byli już przed nią, biegnąc w stronę windy. Winda, do której weszła, od razu zaczęła się zapełniać. Ktoś użył kwadratowego klucza i nacisnął przycisk odpowiadający Piętru 0. Meryl zobaczyła, jak wszyscy przygotowują broń. Meryl nie mogła używać swojej, ale powtarzała ich ruchy.
Nagle winda zatrzymała się, drzwi otworzyły a żołnierze zobaczyli przed sobą żołnierza chowającego się za ławką.
– Dobrze, że już jesteście.
– Co się stało? – Spytał żołnierz z czerwonym kwadratem na kominiarce.
– Nie wiem. Harry został postrzelony, wcześniej kazał mi wezwać wsparcie.
– W porządku. Ok – posuwamy się powoli w stronę sypialni. Dowódca machnął ręką, wskazując kierunek.
Zaczęli iść do przodu, zebrani w jakiejś wojskowej formacji. Meryl podążyła za nimi.

Snake zerknął do lobby i zobaczył drugiego z żołnierzy, stojącego za ławką przy windzie. Posiłki miały nadejść z tamtej strony, Snake i Naomi byli w pułapce. Snake przypomniał sobie o zbrojowni, którą wcześniej mijał i wszedł do środka. Naomi została przy sypialni, siedząc oparta o ścianę.
Snake rozglądał się w poszukiwaniu czegoś, co mógłby użyć. Jedyne co znalazł to kilka granatów: zwykłych, ogłuszających i zagłuszających działanie elektroniki. „Jest źle”. Nie wiedział, czy uda im się ujść z życiem z tej sytuacji.
Gdy Snake wyszedł ze zbrojowni, Naomi przyjrzała mu się i zobaczyła granaty.
– Mam pomysł, ale nie wiem, czy zadziała.
Z okolic windy zaczął dochodzić do nich jakiś hałas – zbliżało się wsparcie, a oni nie mieli za dużo czasu.
Naomi gapiła się na granaty. „To może zadziałać”. Spojrzała na Snake’a i powiedziała:
– Jest stąd inne wyjście, Snake.

Rozdział IX

Na dźwięk alarmu na twarzy Shadowa pojawiło się zaskoczenie. „Kolejny intruz”. Podniósł swe radio i wrzasnął:
– Co tam się, do cholery, dzieje?!?
– Wygląda na to, że mamy intruza na Piętrze 0. Wezwano wsparcie…
– Więc wyślij je, głupcze! – Shadow był zdecydowanie wściekły, w przeciwieństwie do Vampa, który prawie się uśmiechał.
– Tak jest. – Krótko odpowiedział żołnierz.
Shadow spojrzał na Vampa i zobaczył jego kaprys.
– To nie może być on, z tego pokoju nie można wyjść. – Shadow odgadł, iż Vamp myślał o intruzie, którego niedawno złapali.
– Czy są już na miejscu?
– Za chwilę będą.

Vamp ruszył się z miejsca. Zamierzał sprawdzić, czy Raiden jest cały czas tam, gdzie go zostawili. Chciał jeszcze raz się z nim zmierzyć – poczuł to pragnienie, gdy tylko ponownie zobaczył Raidena. Na myśl o pojedynku przyśpieszył kroku. Shadow pozwolił Vampowi iść, gdyż był pewien, że Raiden nie mógł się wydostać z aresztu.
– Wsparcie dotarło na Piętro 0, już przełączam. – Zabrzmiał głos w radio.
– Jak wygląda sytuacja?
– Ja i moi ludzie badamy piętro.
– Dobrze. Meldować mi o wszystkim.
– Tak jest. Odbiór… Ale… Co to… AAAAAAAAHHHHHHHHH!!!
Shadow usłyszał huk a zaraz potem głosy krzyczących mężczyzn.
– Co się tam u diabła dzieje?!?
Radio pozostało jednak ciche przez następne parę sekund, by potem wydać z siebie długi, głośny i monotonny szum.
– Straciliśmy kontakt. – Zameldował inny głos.
– Wezwijcie Wspomagaczy. – Odpowiedział Shadow, wyczuwając jakieś niebezpieczeństwo.

– Co masz na myśli? Jakie ‘inne wyjście’?!? – Snake spojrzał badawczo na Naomi, starając się ocenić, czy mogła ciągle być pod wpływem narkotyków. Jedyną drogą wyjścia stąd była winda, nawet radar Soliton to pokazywał.
– Próbowałam otworzyć szyb wentylacyjny. – Powiedziała Naomi, cały czas brzmiąc dosyć dziwnie.
– Szyb wentylacyjny? – Snake kolejny raz rzucił okiem w kierunku lobby. Winda była prawie na miejscu. – Gdzie jest ten szyb?
– Tam, gdzie prysznice. Próbowałam otworzyć go widelcem, ale te granaty chyba lepiej się do tego nadadzą. – Jej wzrok spoczął na świeżo znalezionej broni.
Snake nie miał czasu, żeby się nad tym zastanowić – i tak nie mieli innego wyjścia.
Winda zatrzymała się i Snake zobaczył czterech żołnierzy i kolejnych dwóch wychodzących z niej. Rozmawiali z żołnierzem stojącym za ławką. Snake spojrzał na granaty, później na Naomi. Ta odwzajemniła spojrzenie.
– Idź już, dogonię cię zaraz.
Naomi wstała i powoli skierowała się w stronę kobiecych sypialni. Strażnicy i żołnierze zbliżali się w szyku w stronę Snake’a, gdy ten sięgał po granaty.

Vamp wszedł do aresztu i przekonał się, że nikogo tam nie ma. Na jego twarzy pojawiał się wyraz dezaprobaty, po czym stanął w miejscu i zaczął dokładnie wdychać otaczające go powietrze, jakby starając się coś w nim wyczuć. Złapał trop, na jego twarzy pojawił się kolejny grymas, po czym wybiegł z pokoju.

Meryl szła za żołnierzami, a za nią podążali kolejni. Idąc, usłyszała żołnierza z czerwonym kwadratem na kominiarce, mówiącego przez radio:
– Ja i moi ludzie badamy piętro.
Z radio dobiegły jakieś odgłosy, jednak Meryl nie udało się wychwycić pojedynczych słów.
Nagle, bez żadnych oznak które mogły to zapowiadać, dwa okrągłe przedmioty zaczęły toczyć się w kierunku żołnierzy. Reakcja Meryl była niemalże natychmiastowa – szybko wyskoczyła z formacji. Żołnierzy, który mówił przez radio, zdążył tylko powiedzieć:
– – Tak jest. Odbiór… Ale… Co to… – Bardzo jasne światło i głośny huk wypełniły korytarze Piętra 0 – AAAAAAAAHHHHHHHHH!!!
Meryl uskoczyła na prawo, gdyż zobaczyła, że w stronę żołnierzy zmierza kolejny granat. Strażnicy krzyczeli z powodu ogromnego bólu w ich oczach i uszach.
– Moje oczy…
– Nic nie widzę…
I wtedy nastąpiła eksplozja i ciała kilku żołnierzy zostały odrzucone do tyłu. Meryl nic nie widziała przez parę sekund z powodu dymu, jednak kiedy ten opadł, w rogu, z którego wylatywały granaty dostrzegła przez ułamek sekundy twarz mężczyzny. Mężczyzny z bandaną.
„Niemożliwe”. Chwilę potem mężczyzny już tam nie było a Meryl próbowała wstać. Chciała przekonać się, kim był mężczyzna, którego widziała ale jakaś ręka złapała jej nogę.
– Nie idź, zginiesz. Dzwoń do dowództwa, powiedz, że on jest uzbrojony. – Mówił do niej żołnierz z kwadratem na kominiarce, musiała usłuchać rozkazu. Podniosła swoje radio.
– Potrzebujemy wsparcia, on jest uzbrojony. – Powiedziała, starając się udawać męski głos.
– Powiedz im, że ma materiały wybuchowe, potrzebujemy co najmniej tuzina ludzi.
– Ma materiały wybuchowe, potrzebujemy co najmniej tuzina ludzi. – Kiedy Meryl mówiła to, ogłuszający huk dobiegł od strony sypialni.

Snake nie miał wyboru. Wyciągnął zawleczki granatów: ogłuszającego i zwykłego i odczekał, aż żołnierze i strażnicy podejdą bliżej. Następnie rzucił je, po czym natychmiast zamknął oczy i zakrył uszy. Błysk i huk przetoczyły się po korytarzach. Rzucił okiem na lobby aby stwierdzić, że wszyscy żołnierze leżeli, jedynie ten, który nie trzymał szyku leżał po prawej stronie i wyglądało na to, że nic mu się nie stało. Snake podniósł się szybko i pobiegł do sypialni. Na końcu pokoju z łóżkami były prysznice. Spojrzał w lewo i zobaczył Naomi, patrzacą w otwór wentylacyjny o wymiarach około sto na pięćdziesiąt centymetrów, który normalnie służył do odprowadzania pary. Róg był wygięty, pewnie widelcem przez Naomi.
– To jest to? – Powiedział Snake, starając się jednocześnie ocenić, czy jest w stanie się w to zmieścić.
– Tak. Nie martw się, jest dostatecznie duży. – Naomi odgadła myśli Snake’a. Potem odeszła krok do tyłu. – Musisz to po prostu otworzyć. – Powiedziała, podając mu sznurek.
Snake spojrzał na granat i wpadł na pomysł. Przyczepił zawleczkę do sznurka, po czym położył całość na półce obok szybu.
– Teraz cofnij się i uważaj…
Naomi schowała się za jednym z łóżek, Snake poszedł za nią i osłonił ją swoim ciałem. „Raz się żyje…”. Snake pociągnął za sznurek.
Eksplozja wywaliła ścianę i odsłoniła tunel wentylacyjny, który faktycznie okazał się być całkiem duży. Snake popchnął łóżko w stronę nowo utworzonej wyrwy, tak aby użyć go jako dodatkowego stopnia. Snake wszedł pierwszy, następnie wciągnął Naomi.
– Dokąd teraz? – Spytał Snake, zastanawiając się, czy to aby na pewno był dobry pomysł.
– Nie wiem. – Odpowiedziała Naomi.
Podążyli w kuckach do przodu.

Vamp dotarł do drzwi gabinetu Ocelota, ale zanim zdążył wejść usłyszał za plecami:
– Co ty tutaj robisz? – Ocelot nagle znalazł się tuż za nim.
– Wygląda na to, że mamy nieproszonych gości. – Vamp odwrócił się i odpowiedział spokojnie na pytanie.
– Wydaje mi się, że intruz jest na Piętrze 0 – Ocelot odrzekł poważnie, wiedząc jednak, że tym intruzem nie jest Raiden.
– Uciekł z aresztu.
Wyraz twarzy Ocelota zmienił się w oka mgnieniu.
– CO?!? Jak to możliwe ?!? – Wydał się o wiele bardziej zdenerwowany niż przed chwilą.
– Nie wiem, ale zostawił po sobie…
– Co?!? Co zostawił?!?
– Nikły… Zapach.
Ocelot przeszedł obok Vampa i wszedł do swojego pokoju. Poza włączonym komputerem nic nie było w środku.
– Może się mylę. – Powiedział Vamp, obrócił się i wyszedł.
Ocelot po raz pierwszy pomyślał, że może nie ma pełnej kontroli nad sytuacją. „Nie, jest w porządku”. Utwierdzał się w tym przekonaniu.

Po tym, jak zerwał się kontakt z Meryl, Raiden wstał z krzesła i opuścił biuro. Chciał jak najszybciej znaleźć windę. Musiał pomóc Meryl odszukać Snake’a. Po parunastu krokach doszedł do wniosku, że to miejsce przypominało labirynt. Po paru minutach Raiden przystanął, po tym jak ujrzał przed sobą kobietę i murzyna prowadzonych przez żołnierza. Mężczyzna był ogromny. Jego mięśnie były bardzo, bardzo duże. Miał na sobie ciemno niebieski kombinezon, nieco podobny do tego, który Raiden miał na sobie. Jego twarz miała nieregularne rysy, była kształtu kwadratu. Z drugiej strony kobieta była bardzo kobieca, jej twarz była bardzo miła. Miała orientalną urodę, a na czole jakieś urządzenie, którego zastosowania Raiden nie potrafił odgadnąć. Miała na sobie kombinezon podobny do tego, jaki nosił jej towarzysz. Gdy w pewnym momencie skręcili w lewo, zniknęli Raidenowi z oczu. Postanowił pójść za nimi, mając nadzieję, że idą do windy. W tym samym momencie zauważył kogoś biegnącego w przeciwnym kierunku korytarzem obok. Raiden nie wierzył własnym oczom. „Nie może być… Vamp?!?”.

Rozdział X

Otacon czekał w Kamovie, zastanawiając się, co mogło dziać się na dole. Odtworzył sobie jeszcze raz ostatnią transmisję od Snake’a.
– Ot…on, sły…sz m…e?
– J…t ze …ą …omi.
Otacon postukał chwilę w klawisze swego komputera.
– Otacon, słyszysz mnie? – Dźwięk był o wiele wyraźniejszy. – Jest ze mną Naomi.
„Naomi?!?” Otacon nie wiedział o Naomi zbyt dużo, ale wiedział, co zrobiła Snake’owi ostatnim razem. Musiał coś zrobić. Nie mógł po prostu czekać, aż Snake i Raiden zginą. Sprawdził jeszcze raz na komputerze plany tego ośrodka. „Musi być bezpieczniejsza droga do środka”.
„Cholera…”. Otacon przypomniał sobie, że część planów zostawił w ich kryjówce. Przez chwilę zastygł w bezruchu, zastanawiając się, co robić. Pozostał tak przez dłuższy okres czasu, aż wpadł na pomysł. Nie był to szczyt błyskotliwości Otacona, ale w tej chwili nic innego nie przychodziło mu do głowy. Sięgnął po swój Codec.
– Mei Ling, to ja. Możesz coś dla mnie zrobić?
– Jasne, o co chodzi? – Odparła Mei Ling swoim słodkim głosem.
– Chcę, żebyś poszła do pokoju z komputerami. To na tyle łódki. – Otacon sprzeciwiał się poleceniom Snake’a. Pozwalał Mei Ling wejść głębiej do ich bazy. Mimo, że Mei Ling pracowała dla Filantropii, Snake i Otacon nie ufali nikomu, poza sobą.
– Jestem, ale tu jest zamek cyfrowy.
– Kod to 9000. – Otacon miał nadzieję, że nie będzie znała odniesienia. Po chwili usłyszał dźwięk wciskanych klawiszy.
– Aaaaaa… Rozumiem: Jak w ‘Odysei kosmicznej 2001’, HAL 9000, tak?
– Tak… – Odpowiedział Otacon, śmiesznie słabym głosem.
– Jestem w środku.
– Dobrze. Teraz idź do głównego komputera i wyślij mi te plany. Nie powinnaś mieć żadnych problemów. – W odróżnieniu od Snake’a, Mei Ling wiedziała, jak obchodzić się z komputerami.
Po chwili Otacon miał plany u siebie.
– Czy mogę zrobić coś jeszcze?
– Nie, dzięki. – Otacon nie chciał, aby Mei Ling wiedziała cokolwiek o sytuacji, w której się znaleźli.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Yyyyy… Na razie. – Otacon wyłączył Codec i zaczął martwić się, co takiego Mei Ling może teraz robić z ich komputerem. Jeszcze przed wyjazdem Otacon podjął odpowiednie środki ostrożności, i Mei Ling nie mogła opuścić łodzi przez trzy dni. Mogła jednak narobić im dużych problemów przez ten czas.
Otacon odrzucił te myśli i rozpoczął studiowanie planów.

Snake i Naomi czołgali się przez parę dobrych minut; radar Soliton nie działał, ponieważ było tu za mało miejsca. Doszli do miejsca, w którym zaczynał się pion wentylacyjny. Snake spojrzał w górę, jednak nie był w stanie tam nic zobaczyć. Jednakże kiedy spojrzał w dół, jego oczom ukazało się parę odnóg od pionowego kanału; musieli więc spróbować zejść na dół.
– Musimy zejść. – Powiedział Snake, zdobywszy się na wysiłek, jakim było odwrócenie głowy do Naomi przy tak małej ilości miejsca.
– Ok. – Odpowiedziała Naomi, oddychając ciężko.
Snake stwierdził, że Naomi nie wyglądała za dobrze, najprawdopodobniej nie dbała o siebie w należytym stopniu. Snake zaczął schodzić, starając się znaleźć jakieś punkty oparcia, z mizernym, niestety, skutkiem. Musiał zaryzykować – spaść i złapać się krawędzie kanału, do którego chciał wejść. Gdyby mu się nie udało i spadł – czekał go długi lot. Odetchnął głęboko i puścił się. Udało mu się chwycić, jednak jego prawa ręka ześlizgnęła się, pozostawiając lewej utrzymanie ciężaru jego ciała. Szybko zablokował się nogami o ściany kanału i powoli podciągając się dotarł do celu. Naomi spojrzała w dół i ujrzała Snake’a machającego do niej.
– Twoja kolej, Naomi.
Naomi nie uczyniło to najszczęśliwszą osobą na świecie, jednak wiedziała, że musi to zrobić. Puściła się, a Snake złapał ją pewnie i pomógł wejść do kanału.
– Jesteśmy chyba piętro niżej. – Powiedział Snake z wyraźnym optymizmem w głosie.
Czołgali się przez parę minut, gdy dotarli do otworu wentylacyjnego. Snake pchnął go mocno. To była najprawdopodobniej łazienka, ale światła były wyłączone. Snake wydostał się z kanału, zaczął obmacywać ściany w poszukiwaniu włącznika światła. „Cholera… Nie mogę znaleźć”. Postanowił otworzyć drzwi łazienki, aby wpadające przez nie światło oświetliło nieco pomieszczenie, w którym się znajdowali. Po chwili okazało się, że w łazience, w której byli, nie ma takiego włącznika. Snake pomógł Naomi wydostać się z kanału, po czym rozejrzał się dookoła, wyjął i mocno ścisnął swego SOCOMa. Skierowali się do drzwi łazienki, tamtędy też wyszli. To piętro różniło się od pozostałych – był to rodzaj terenu rekreacyjnego z kilkoma sofami, telewizorami i małym ogródkiem. Naprzeciwko łazienki znajdowało się dwoje drzwi.
Naomi wydawała się nieprawdopodobnie zmęczona i Snake to zauważył.
– Powinnaś odpocząć.
Naomi położyła się na sofie. Snake wiedział, że to niebezpieczne, ale ona musiała odpocząć.
– Zostaniemy tu przez chwilę, a potem poszukamy jakiejś windy; musimy cię stąd zabrać. – Snake miał nadzieję, że żołnierze byli ciągle zajęci piętro wyżej.

Raiden był nieco zmieszany nagłym pojawieniem się Vampa. Był przekonany, że tamten zmarł na Big Shell, jednak jednocześnie był prawie pewien, że to jego widział biegnącego korytarzem. Zignorował murzyna i kobietę i podążył za Vampem. Po parunastu sekundach doszedł do wniosku, że musiało mu się przewidzieć, albo po prostu go zgubił i wtedy usłyszał:
– Może się mylę. – To bez wątpienia był głos Vampa, Raiden był tego pewien.
Raiden przykleił się do ściany niedaleko rogu i wyjrzał. Mężczyzna miał dobrany czarny ekwipunek, nie miał na sobie koszuli a jego włosy były dłuższe, niż parę lat temu, nie mogło być jednak wątpliwości: to był Vamp. Ta sama twarz, wyrażająca jakieś chore emocje. Dziurę w czole Raiden pamiętał bardzo dobrze.
Vamp zaczął oddalać się od Raidena.
Raiden zaczął się zastanawiać, co powinien zrobić: znaleźć windę i próbować dostać się do Snake’a? Czy może pójść za Vampem? Ten ciąg myśli został przerwany przez Meryl, która przywołała go przez radio.
– Raiden, jesteś tam?
Raiden prawie zapomniał o Meryl, od czasu kiedy opuścił biuro ani razu o niej nie pomyślał.
– Znalazłaś go?
– Yyyy… Nie. Uciekł. – Odpowiedziała Meryl, odczuwając pewnego rodzaju dyskomfort. – Przy okazji: kto to jest? Jak ma na imię?
Raiden zastanawiał się, dlaczego zadawała tak wiele pytań i postanowił odpowiedzieć, gdy postać która nadchodziła przejdzie obok niego. Gdy w końcu przeszła, Raiden zobaczył jej plecy, na których leżał duży, brązowy płaszcz. Z głowy na ramiona spadały białe włosy. Jednak tym, co wywarło na nim wrażenie porównywalne do mocnego ciosu w brzuch, były buty: kowbojskie z ostrogami. Tylko jedna osoba, która znał, takie nosiła.
– Raiden?!? – Meryl zgłaszała się przez radio.
Raiden wodził wzrokiem za oddalającym się człowiekiem.
– Ocelot!!! – Powiedział Raiden z niedowierzaniem. To zmieniało się w koszmar… Biuro, o którego zbadanie prosiła go wcześniej Meryl, należało właśnie do Ocelota.
– Powiedziałeś ‘Ocelot’? – Meryl usłyszała go, gdyż zostawił włączony nadajnik. – Jak długo znasz Ocelota?
– To długa his…
– Ej, ty! – Żołnierz przerwał rozmowę. – Potrzebujemy ludzi, pójdziesz z nami.
Kilku żołnierzy patrzyło się na Raidena, nie było szans, aby dał radę im wszystkim. Musiał być posłuszny rozkazom, wyłączył więc radio i poszedł za nimi. Po kilku sekundach biegu dotarli do windy. W środku był co najmniej tuzin żołnierzy, a on nie wiedział nawet, dokąd zmierzają.
Kiedy się zatrzymali, Raiden zobaczył wielkiego murzyna i kobietę stojących obok kilku ciał. Byli na Piętrze 0, a to była z pewnością robota Snake’a.

– Dziękuję, Snake. – Powiedziała Naomi z jej specyficznym akcentem.
– Co u diabła robisz w tym miejscu?!? – Snake zmierzał do celu, nie miał czasu na zabawę w zbędne grzeczności.
– Powiedziałam ci: rekonstrukcja genetyczna.
– Ok, ale to nie jest cała historia. – Znał Naomi zbyt dobrze.
– Dobrze… Dobrze. Powiem ci wszystko. Po Shadow Moses ukrywałam się. Podróżowałam po świecie, ale nigdy nie zabawiłam dłużej w jednym miejscu. A pewnego dnia w Meksyku zostałam aresztowana przez miejscowe władze. Spędziłam parę dni w areszcie, a potem przyjechali po mnie agenci Secret Sernice i wraz z nimi wróciłam do Stanów. Oczywiście, byłam przesłuchiwana w sprawie Shadow Moses, pytano także o moją pracę. Wkrótce potem zostałam przeniesiona tutaj. – Naomi przerwała na chwilę i spojrzała na Snake’a. – To było rok temu. Przy okazji: gdzie teraz jesteśmy?
– Washington, D.C.
Na twarzy Naomi pokazało się zaskoczenie na dźwięk tych słów. Najprawdopodobniej została przeniesiona tu bez swojej wiedzy. Kontynuowała:
– W każdym razie, rozkazali mi dalsze badania nad genetyką, i to też robiłam. Po paru miesiącach zebrali specjalny zespół badawczy, który miał pracować nad specjalnym projektem. I miałam w nim uczestniczyć.
– Co to za projekt? – Zapytał Snake.
– Kompletna genetyczna rekonstrukcja tkanki. Moim zdaniem, bardzo zuchwały projekt. – Naomi brzmiała tak, jakby miała zaraz usnąć. Znów robiła się zmęczona.
– Kompletna genetyczna rekonstrukcja czego, Naomi?!? – Snake ponawiał pytanie, nie pozwalając Naomi zasnąć.
– Kompletna genetyczna rekonstrukcja osoby.
– Jakiej osoby?
Rozmowa została nagle przerwana przez windę, która wydała z siebie dźwięk oznaczający, że zaraz zjedzie na dół.
– Szybko, schowaj się za kanapą. – Ponaglił Naomi Snake, wyciągając SOCOM.
Naomi usłuchała Snake’a i przykucnęła za kanapą. Snake odwrócił drugą sofę, ukrył się za nią, celując ze swej broni prosto w windę.
Winda zatrzymała się i jej drzwi otworzyły.

Rozdział XI

Raiden wyszedł z windy, idąc naprzód uważał na ciała leżące na podłodze. Pokój był wypełniony po brzegi, żołnierze stali i rozmawiali obok trupów leżących na podłodze. Raiden zauważył olbrzymiego murzyna i kobietę o orientalnych rysach. Zlustrował uważnie pomieszczenie, starając się znaleźć Meryl, gdyż powinna znajdować się w pobliżu. Fakt, że była w przebraniu, nie ułatwiał mu zadania.
Po kilku minutach rozległ się rozkaz:
– Ok. Słuchajcie: jesteście tu po to, aby stanowić wsparcie dla Steinera, na wypadek, gdyby go potrzebował. – mówiąc to żołnierz wskazał na czarnoskórego olbrzyma. – Steiner wchodzi, jego zadaniem jest powstrzymanie intruza. Gdyby coś poszło nie tak – wtedy nasza kolej.
– Tak jest! – Odpowiedzieli chórem żołnierze.
Raiden zauważył, że jeden z żołnierzy ma cały czas pochyloną głowę, tak jakby nie chciał zwracać na siebie uwagi. Szybko zbliżył się do niego i wyszeptał:
– Meryl… – Mówiąc to zastanawiał się nad wytłumaczeniem swych słów, na wypadek, gdyby źle wybrał adresata. Nie było to jednak konieczne.
– Nie możemy rozmawiać tutaj. – Odparła Meryl ściszonym głosem.
Steinem ruszył w kierunku sypialni, a żołnierze ruszyli za nim.
– Dlaczego? – Dopytywał się Raiden.
– Bo on może nas usłyszeć. – Meryl wyprostowała rękę, wskazując nią na Steinera.
Raiden zastanawiał się, jakim cudem ten olbrzym miałby ich usłyszeć, będąc oddalonym od nich o dobre kilkanaście stóp, gdy nagle ktoś położył mu dłoń na ramieniu.
– Ruszcie się, ścieśnijcie formację. – Zabrzmiał rozkaz.
Raiden kiwnął ze zrozumieniem głową, podobnie jak Meryl. Podążali za resztą żołnierzy, aby w końcu dojść do drzwi sypialni. Steinem wszedł do pomieszczenia oznaczonego jako ‘Sypialnia F’, żołnierze weszli za nim. Raiden i Meryl także weszli do środka, z tylu formacji. Raiden nie wiedział, czy Snake ciągle tam jest, czy nie; nie zamierzał jednak czekać. Pociągnął Meryl i razem opuścili formację aby udać się pod prysznice, gdzie przed chwilą wszedł Steiner.
– Ej, wracać do formacji. – Powiedział do nich żołnierz stojący obok Steinera.
– Zamknij się. – Powiedział murzyn, głębokim i szorstkim głosem, bez wątpienia pasującym do jego olbrzymiego ciała.
Steiner przystawił ucho do wyrwy jaka powstała po wybuchu granatu. Stał tak nieruchomo przez chwilę, po czym obrócił się i powiedział:
– Są piętro niżej. – Mówiąc to obrócił się, wykonując duży zamach ręką, która spoczęła na ramieniu Meryl. Raiden spojrzał w jego oczy, starając się zobaczyć w nich, czy olbrzym wie, że są intruzami. Na próżno. Okulary przeciwsłoneczne zasłaniały skutecznie wszystkie emocje. Meryl wzdrygnęła się, jednak Steiner zdawał się tego w ogóle nie zauważyć. Powiedział tylko:
– Ty! Zaprowadzisz mnie tam.
Meryl wysłała Raidenowi spojrzenie pełne strachu, musiała jednak słuchać rozkazu. Żołnierze rozproszyli się, tworząc ścieżkę, którą przeszła Meryl, prowadząc za sobą Steinera. Kiedy wychodzili z sypialni, Raiden zauważył w przejściu Azjatkę, która patrzyła się prosto w jego oczy. Raiden natychmiast odwrócił wzrok; spojrzenie kobiety sprawiło, że poczuł się bardzo niekomfortowo.
Gdy doszli do windy, Steiner wręczył Meryl mały, kwadratowy klucz.
– Piętro -1. – Powiedział Steiner.
Meryl wykonała rozkaz i przez zamykające się drzwi windy wysłała Raidenowi ostatnie spojrzenie.

Snake zobaczył olbrzymiego, czarnoskórego człowieka, trzymającego rękę na ramieniu żołnierza. Chwycił swego SOCOMa jeszcze mocniej, kątem oka widząc strach na twarzy Naomi. Wycelował swą broń w kierunku windy.
Meryl i Steiner wyszli z windy. Meryl po wyglądzie piętra zorientowała się, że jest to poziom rekreacyjny. Naprzeciwko nich stało kilka kanap. Jedna z nich była przewrócona i ktoś chował się za nią.
– Poddaj się. Nie zmuszaj mnie, żebym cię zabił. – Powiedział ze stoickim spokojem Steiner.
– Idź do diabła! – Odpowiedział bez namysłu Snake. Ciągle miał kilka granatów, których mógł użyć w walce.
Na dźwięk tego głosu Meryl zamarła. Znała go i nie mogła uwierzyć, że usłyszała go przed chwilą.
– Snake!!! – Krzyknęła.
Snake zaczął się na serio zastanawiać, czy nie ma jakichś złudzeń. Najpierw Naomi, teraz Meryl…
– Meryl? – Zapytał głośno Snake.
– Tak, to jaaaaaaaaaaaaaaaachhhhhhhh!!! – Krzyknęła Meryl po tym, jak Steiner pchnął ją na ziemię.
– A więc masz na imię Snake. To ciekawe… – Gdy Steiner puścił ramię Meryl, natychmiast złapała je i zaczęła rozmasowywać. – Wygląda na to, że się znacie.
Snake wycelował w Steinera, na co olbrzym chwycił Meryl za głowę, jak lalkę.
– Czy jesteś Solid Snake? – Zapytał Steiner, po czym odrzucił Meryl w prawo. Przeleciała parę metrów, by wylądować w końcu na ziemi z głośnym ‘THUM’. – Ta walka może być całkiem interesująca.
Snake spojrzał na Meryl: była nieprzytomna, ale żyła. Zaraz potem wymierzył w Steinera i wystrzelił. Steiner okazał się być jednak niesamowicie szybki i odskoczył na lewą stonę, unikając pocisku.
– Co u diabła?!? – Krzyknął z niedowierzaniem Snake.
– Nie trafisz mnie z tej broni. – Powiedział Steiner idąc w stronę szlochającej Naomi.
Snake wystrzelił jeszcze parę razy, również bez rezultatu. Steiner w jakiś tajemniczy sposób zdołał uniknąć kul i zbliżył się niebezpiecznie blisko do Naomi.
– Zabiorę ją ze sobą. – Powiedział Steiner i pochylił się, aby ją podnieść.
– Pomóż mi, Snaaaaaaaaaaaaaaaaaaake!!! – krzyczała przez łzy Naomi.
Steiner przełożył sobie Naomi przez ramię, pozbawiając tym samym Snake’a możliwości oddania celnego strzału; tym razem, gdyby Snake strzelił a Steiner uskoczył, pocisk mógłby trafić Naomi.
– Chodź za mną, jeśli chcesz walczyć. – Powiedział Steiner wchodząc w drzwi naprzeciwko Snake’a.
Snake cały czas mierzył do przeciwnika ze swojej broni. Nie miał czasu wcześniej zbadać pokoju; równie dobrze mogła to być pułapka. Musiał jednak zaryzykować. Podszedł do drzwi i otworzył je. W środku panowała zupełna ciemność. Ciemność zdawała się emanować gęstością, nawet światło z lobby nie mogło się przez nią przebić.
– Mam panią doktor. – Powiedział Steiner przez radio, zakrywając usta Naomi.
– Dobrze. Już po nią jadę. – Odpowiadający głos należał do Shadowa.
Snake powoli wchodził do pokoju. Starał się znaleźć w swoim ekwipunku latarkę doczepianą do SOCOMa. Znalazł ją, jednak światło rzucane przez nią nie sprawiło prawie żadnej różnicy. Chwilę potem Snake usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi windy. Spojrzał w tamtą stronę, lecz jedynym, co dostrzegł, był rozmyty cień na podłodze obok Meryl. Chwilę potem cień wszedł do pokoju, a Snake przecierał oczy z niedowierzaniem. Chwilę później zobaczył go znów, idącego teraz z powrotem w kierunku windy. Gdy tylko drzwi windy zamknęły się, zza pleców Snake’a dobiegł głos:
– To mój świat, Snake. Świat ciemności.
Drzwi zamknęły się, Snake był teraz w kompletnych ciemnościach. Nawet radar Soliton przestał działać, a głos mówił dalej:
– Shadow opowiadał mi o Tobie… Jeden z największych wojowników naszych czasów.
Snake rozejrzał się dookoła, jednak jedyne co widział, to kompletna, nieprzenikniona ciemność.
– Twoja sława przeminie, podczas gdy ja będę trwał dalej. Tak jak ty, jestem ofiarą genetyki. Jednak w przeciwieństwie do ciebie zaakceptowałem daną mi moc: olbrzymią siłę, za cenę mojego wzroku. I z chęcią płacę tę cenę.
Snake był równie zaniepokojony, co zaciekawiony.
– Całe życie przeżyje w ciemnościach, ale będę najsilniejszym człowiekiem na świecie. – Krzyczał i śmiał się Steiner.
Snake widział już wiele dziwnych rzeczy, jednak ten mężczyzna z pewnością był w czołówce. Był ślepy, a mimo to z łatwością unikał kul, nie mówiąc już o ‘zobaczeniu’ Naomi za sofą. Wtedy doszło do Snake’a: ten człowiek był ślepy, ale nie głuchy i wszystko wskazywało na to, że słyszał o wiele lepiej, niż przeciętna osoba. Snake sięgnął po granaty ogłuszające. Wyciągnął z jednego z nich zawleczkę i rzucił parę stóp przed siebie. Za kilka sekund Snake mógł zobaczyć w blasku pusty pokój i usłyszeć ogłuszający huk.
– AAAAHhhhhhhhhhhhhh!!! – Doszedł go krzyk Steinera.
Snake natychmiast obrócił się w kierunku, z którego dobiegał wrzask i wystrzelił. Zapanowała cisza… A po paru sekundach śmiech.
– Może i znalazłeś mój słaby punkt. – Powiedział Steiner. – Ale nie zabijesz mnie w ten sposób.
Snake wiedział, że to prawda. Właśnie zmarnował granat ogłuszający.
– Jestem Steiner. Zapamiętaj to imię, Snake.
Snake zdążył usłyszeć coś za sobą, a chwilę potem poczuł olbrzymi ból. Został uderzony prosto w twarz. Uderzenie było tak silne, że odrzuciło Snake’a na ścianę.
– Przygotuj się na śmierć, Snake! – Głośno śmiał się Steiner.
Snake wstał. Musiał coś wymyślić i to szybko. Sięgnął więc po kolejny granat, jednak nie zdążył już go rzucić. Steiner uderzył go kolejny raz, jeszcze mocniej, niż poprzednio. Snake padł płaskiem na ziemię. Zamknął oczy, po tym jak coś złapało go za szyję. Nie mógł uwierzyć, że Steiner jest aż tak silny. Otworzył oczy, jednak nie uczyniło to żadnej różnicy. Upadł, czy raczej został rzucony, i poczuł ręce Steinera na swojej szyi. Musiał coś zrobić. Szybko.
– Myślałem, że będziesz większym wyzwaniem, Snake. – Powiedział Steiner.
Zaczął się śmiać, a przez pokój przetoczył się charakterystyczny dźwięk łamanej kości.

Rozdział XII

Na zewnątrz burza wzbierała na sile. Otacon przeglądał plany raz za razem. Jedyna alternatywna droga do kompleksu prowadziła przez tunel, położony przy opuszczonej fabryce nieopodal kompleksu.
„To nie do końca bezpieczne”.
Był jednak zdecydowany tam wejść. Musiał dowiedzieć się, co stało się ze Snake’iem i Raidenem. Wszedł do kabiny pilotów, jeszcze raz spojrzał na mapy i wystartował.

Snake musiał coś zrobić, zanim zemdlał.
– Myślałem, że będziesz większym wyzwaniem, Snake. – Drażnił się Steiner, co chwila wybuchając śmiechem.
Snake zdał sobie sprawę, że upuścił SOCOMa. Próbował uwolnić szyję, jednak robienie tego gołymi rękami było bezcelowe. Próbował więc zebrać tyle sił, ile zdołał. Musiał być szybki – jeśli nie, Steiner skręciłby mu kark. Zacisnął pięść. Chwilę potem rozległ się dźwięk łamanej kości, gdy ręka Snake’a runęła wprost na nos Steinera.
Steiner puścił Snake’a i zataczając się odszedł parę kroków do tyłu.
– Złamałeś mi nos! – Powiedział wściekły Stainer. Nie miał wcześniej pojęcia, że Snake jest na tyle silny. – Wygląda na to, że nie doceniłem cie.
Snake kaszlał. Udało mu się uwolnić, wiedział jednak, że jeśli Steiner złapie go jeszcze raz nie uda mu się wyrwać z uścisku. Steiner był niewyobrażalnie silny. Leżąc na ziemi, Snake poczuł, że coś go uciska. Noktowizor. Zupełnie o nim zapomniał podczas walki, podczas gdy mógł oddać mu podczas tej walki olbrzymią przysługę.
– Nie uciekniesz mi następnym razem! – Wrzasnął, ciągle wściekły Steiner.
Snake założył swój noktowizor. Ciemość. Cały czas nic nie widział.
– Jak to możliwe?!?
– Boisz się ciemności, Snake? – Steiner usłyszał Snake’a i charakterystyczny szmer wydawany przez noktowizor. – To nie jest jakiś tam pokój, Snake. Został wypełniony specjalnym, bezzapachowym gazem, który spowija wszystko w czerni; ta zabawka ci nie pomoże.
Snake nie miał pojęcia, co robić. Nie miał jak się bronić. Zdjął noktowizor i chowając go zauważył, że ciągle ma ze sobą nóż. Nigdy nie był fanem ostrzy i jeśli kiedykolwiek używał ich w czasie swoich misji, to nigdy jako broni. Tym razem jednak było inaczej.
– Runda druga, Snake! – Wykrzyczał Steiner.
Snake musiał się skoncentrować; skupić się na tym, co słyszy i zapomnieć o wzroku. Nie było to łatwe. Wtem usłyszał: coś biegło w jego kierunku. Snake musiał być szybki, musiał wykonać ruch w odpowiednim momencie, inaczej – zginąłby. Dźwięk zbliżał się, był już bardzo blisko. W pewnym momencie Snake miał wrażenie, że znajduje się już nad nim. Snake musiał wyobrazić sobie, gdzie mógł znajdować się Steiner. Zamachnąl się nożem ze wszystkich sił, wydając przerażający okrzyk. Poczuł, że nóż wbił się w coś. Szybko wyciągnął go i cofnął się.
– Jak… Jak to zrobiłeś? – Głos Steinera brzmiał już nieco mniej twardo.
Snake nie miał na co czekać – musiał zaatakować ponownie. Nagle czerń przed jego oczami stała się nieco mniej czarna. Snake mógł wyraźnie odróżnić kontury kogoś klęczącego przed nim na podłodze. Czarny dym przerzedzał się, w pokoju było już tylko ciemno. Snake zobaczył swojego SOCOMa leżącego na podłodze, z włączoną latarką.
– Nie mogę pozwolić ci wygrać! – Krzyknął, z głosem pełnym desperacji, Steiner.
Snake rzucił się po swój pistolet. Steiner sięgnął po swoją broń i strzelił, jednak jego zmysł słuchu nie był już tak czuły i Steiner chybił. Snake złapał SOCOMa i wycelował go w Steinera. Nos olbrzyma był faktycznie złamany, podobnie jak jego okulary. Snake zobaczył jego oczy. Były śnieżnobiałe. Całe. Okazało się, że trafił Steinera nożem w serce, ten jednak ciągle stał. Steiner usłyszał SOCOMa w dłoni Snake’a.
– Wygląda na to, że Shadow nie mylił się co do ciebie. – Steiner drżał, próbując ustać na nogach. – Moja siła na nic mi się już nie przyda, ale ja też mam broń.
Snake strzelił celując w klatkę piersiową. Steiner odsunał się w lewo, nie był jednak już tak szybki, jak przedtem. Kula trafiła w ramię.
Snake usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi; tak, jakby ktoś chciał wejść do pokoju.
– Wygląda na to, że będziemy mieli towarzystwo. – Steiner mówił z coraz większym trudem.
Snake zauważył, że Steiner podnosi rękę z pistoletem w dłoni. To był jakiś rodzaj Glocka. Snake zamarł przez chwilę, zupełnie nie wiedząc, co zrobić. Nie mógł pozwolić sobie na strzelanie do Steinera: wziąwszy pod uwagę zdolność tamtego unikania kul, byloby to tylko marnowaniem amunicji. Dźwięk, dochodzący z okolic drzwi, przybierał na sile. Nagle w głowie Snake’a zrodził się pomysł. Sięgnął po granat ogłuszający, gdy kula przeszyła powietrze na głową Snake’a.
– Bez zabawek tym razem, Snake. – Stan Steinera pogarszał się z każdą chwilą. Wiedział, że niedługo umrze. – Załatwmy to jak mężczyźni.
– Dobrze. – Powiedział Snake, zdejmując rękę z granatu.

Dotarcie do celu zajęło Otaconowi dobrych parę minut. Nie został przy tym zauważony, dzięki kamuflażowi Kamova. Wyszedł, zabierając ze sobą linę i latarkę.
„Mam nadzieję, że to zadziała”.
Otacon był bardzo blisko starej fabryki. Wiedział, że tunel prowadzący do kompleksu był bardzo blisko. Miał ze sobą niewielkie PDA, na które przed wyjściem wrzucił plany. Deszcz i wiatr wzmagały się. Badanie terenu w tych okolicznościach nie należało ani do rzeczy łatwych, ani przyjemnych, jednak po paru minutach Otacon odnalazł wejście do tunelu i wszedł do środka. W środku panowała ciemność, więc Otacon włączył swą latarkę. W miarę jak szedł dalej, wydawało mu się, ze wchodzi w głąb ziemi.
„Wchodzę”.
Był pełen obaw; nie wiedział przede wszystkim, czy zdąży na czas. Może Snake i Raiden już nie żyli. Otrząsnął się z tych myśli i kontynuował swój marsz.

Meryl zaczęła powoli dochodzić do siebie. Zaczął dochodzić do niej, najpierw powoli a potem falą ból z pleców. Zdjęła kominiarkę i rozejrzała się dookoła: w lobby nie było już nikogo. Usłyszała zduszony dźwięk, dochodzący od strony znajdujących się nieopodal drzwi. Podeszła do nich i przyłożyła ucho. Chwilę później usłyszała wystrzał.
„Snake, czy to ty?”.
Meryl zaczęła dobijać się do drzwi, starając się je otworzyć; te jednak nie drgnęły nawet o centymetr. Zaczęła więc walić swoją bronią i drzwi zaczęły się ruszać, waliła więc dalej. Parę sekund później drzwi wyleciały z zawiasów i strumień światła wpadł do pokoju.
Zobaczyła Snake’a. Jego twarz była czerwona od otrzymanych uderzeń. Trzymał przed sobą swój pistolet. Meryl spojrzała, podążając za kierunkiem, w którym celował Snake. Nos i okulary Steinera były złamane. Jedną rękę miał na klatce piersiowej, w drugiej trzymał Glocka.
– Meryl, nie mieszaj się do tego! – Krzyknął Snake.
Zamarła. Zupełnie nie wiedziała, co myśleć, a tym bardziej – co robić.
– On ma rację. To nasza walka. – Powiedział Steiner, kaszląc krwią.
Stała więc w drzwiach, czekając.
Snake zastanawiał się, czy powinien strzelić i niemal na pewno zmarnować kolejny nabój, czy też poczekać, aż Steiner podejdzie trochę bliżej.
– To moja ostatnia walka. Niech będzie najlepszą, Snake! – Krzycząc to, Steiner zaczął biec.
Meryl spojrzała na Snake’a, który zamarł w bezruchu. Meryl zastanawiała się, dlaczego.
– AAAAAAAAAAAaa aaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaa!!! – Wrzeszczał w furii Steiner. – Giiiiiiiiiiiiiiiiiiiińńńńńńńńń!!!
Chwilę potem zaczęła się strzelanina. Snake odskoczył w bok, aby po wylądowaniu turlać się szybko w lewo, a kule wbijały się w podłogę w miejscach, gdzie jeszcze sekundę temu był Snake. Steiner zbliżał się do Snake’a.
Snake wstał bardzo szybko. Steiner był tylko parę stóp od Snake’a, z bronią wyciągniętą przed siebie. Snake podniósł swój pistolet i wystrzelił.

Steiner stanął, parenaście centymetrów od Snake’a.
Meryl widziała wszystko. Ramię Steinera było już ponad ramieniem Snake’a. Snake rozegrał to lepiej od olbrzyma. Pozostał na ziemi do ostatniej chwili i kiedy wstał, Steiner był już za blisko, aby strzelić.
Snake odsunął się, a Steiner runął na ziemię.
Snake odetchnął z ulgą. To była twarda, wyczerpująca walka. Meryl patrzyła mu się prosto w oczy.
– Kopę lat, prawda…? – Snake, po raz pierwszy od bardzo dawna, lekko się uśmiechnął.
Meryl skinęła głową.
Snake usiadł na podłodze, łapiąc oddech i zbierając siły. Meryl podeszła do niego i usiadła obok. Położyła swą dłoń na jego poobijanej twarzy.
– Tęskniłam… Snake.

Rozdział XIII

Shadow siedział w swoim biurze, wpatrując się w ekran monitora.
„Jesteśmy już prawie na końcu…”.
– Mam panią doktor. – Zabrzmiał głos Steinera, wydobywający się z krótkofalówki.
– Dobrze. Już po nią jadę. – Odpowiedział Shadow, po czym wstał i wyszedł z biura.
Dojście do windy zajęło mu parę sekund. Gdy do niej wszedł, wcisnął przycisk z napisem „Piętro -1”. Zamknął oczy koncentrując się. Otworzył je gdy winda dojechała do celu i otworzyły się jej drzwi. Świat, który ukazał się jego oczom był rozmazany. Zaczął się poruszać bardzo szybko; z boku wyglądało to tak, jakby sunął kilkanaście centymetrów nad podłogą. Minął Snake’a w drzwiach. Nie zwracał na niego większej uwagi gdyż, w jego mniemaniu, zająć nim miał się Steiner. Wszedł dalej do pokoju, by za chwilę stanąc koło Steinera.
– Jest tutaj.
– Dobrze. Będzie nam potrzebna, aby dokończyć to, po co tu jesteśmy. – Shadow podniósł Naomi i przełożył ją przez ramię. – Uważaj na Snake’a.
– Zawsze uważam.
Shadow skierował się do wyjścia. Naomi nie miała nawet czasu, aby zawołać pomoc, nie mówiąc już o tym, że nic nie widziała. Shadow przemknął dosłownie kilka centymetrów od Snake’a, wszedł do windy i zamknął jej drzwi.
„Steiner zabije Snake’a. To pewne. Jeszcze nigdy z nikim nie przegrał”.
Shadow nacisnął przycisk „Piętro 1”. Naomi spojrzała na człowieka, który zabrał ją z dala od Snake’a, Steinera i walki. Shadow miał okropną, starą twarz.
– Proszę się nie bać, pani doktor. Nie będziemy pani już niedługo potrzebować.
Drzwi windy otworzyły się ponownie; w lobby stało trzech żołnierzy.
– Zabierzcie ją do laboratorium i upewnijcie się, ze nikt nie będzie jej przeszkadzał. – Mowiąc to, Shadow spojrzał ostatni raz na Naomi, zanim ta została zabrana przez strażników.
– Nie powinniśmy tego robić!!! – Krzyczała Naomi.
– No już, już, pani doktor. Proszę mnie nie zawieść. – Głos Shadowa zabrzmiał złowieszczo. – Zresztą… Narkotyki zapewnią pani współpracę.
– Nie… Proszę, nie… – Próbowała jeszcze szarpać się ze strażnikami.
– Zabrać ją. I upewnić się, że dostanie swoją działkę.
Krzyk Naomi brzmiał coraz ciszej, w miarę jak strażnicy zaciągali ją w głąb kompleksu.

Otacon szedł już jakiś czas. Tunel stawał się coraz bardziej stromy. Otacon musiał już przytrzymywać się ściany. Nie widział dokładnie co ma przed sobą, ale jasne stawało się, że w pewnym momencie nie obejdzie się bez użycia liny. Po paru metrach doszedł do miejsca, w którym chodnik urywał się, a dalsze przejście prowadziło pionowo w dół.
„To chyba to…”.
Zdjął linę z ramienia i zaczął szukać jakiegoś miejsca, o które mógłby ją zawiązać. Po jego lewej stronie znajdował się dziwnie wyglądający słup. Wyglądało na to, że szedł w dół na całej długości korytarza. Przywiązał do niego jeden koniec liny, a drugi zrzucił na dół. Włożył latarkę do kieszeni i zaczął powoli schodzić. Nie przepadał za dużymi wysokościami, zwłaszcza gdy nie widział ziemi. Schodził powoli. W końcu doszedł do końca liny.
„Co u licha…”.
Lina była bardzo długa, ale jak się okazało – niewystarczająco. Spojrzał w górę, lecz w tej chwili nie widział już ani dna, ani również miejsca, w którym zaczął schodzić. Sięgnął po latarkę i wtedy stracił równowagę. Jego nogi straciły przyczepność i oderwały się od ściany. Chwycił się słupa, ale ten okazał się być pokryty jakąś oleistą substancją i Otacon poślizgnął się. W desperacji złapał ponownie linę, ale uciekała mu z rąk. W pewnym momencie okazało się, że liny już nie ma i Otacon zaczął spadać. Był ciągle parę metrów na ziemią i kiedy spadł, stracił przytomność.

Meryl czyściła poobijaną twarz Snake’a swoją kominiarką.
Snake wyjął resztkę papierosów.
– Meryl, Naomi powinna gdzieś tutaj być. – Mówiąc to, podał Meryl swego SOCOMa.
– Naomi ?!? – Meryl nie słyszała tego imienia od czasu Shadow Moses.
– Tak.
– Czy to nie o…
– Znajdź ją! – Gwałtownie przerwał jej Snake.
Meryl zdjęła rękę z twarzy Snake’a i wzięła jego SOCOMa. Zaczęła przeszukiwać pokój, a Snake zapalił papierosa. Chodzenie po pokoju zajęło Meryl dobrą chwilę; pomieszczenie było bardzo duże.
– Naomi !!!
Nie znalazła nikogo.
– Nie ma jej tutaj.
– Co ?!? Jak to ? – Snake był wyraźnie zaskoczony. Widział przecież, jak Steiner wnosi ją do tego pokoju. Zabrał od Meryl swojego SOCOMa i sam przeszukał pokój. Latarka zamontowana na pistolecie pozwalała dostrzec drugi koniec pomieszczenia, jednak nie zmieniało to faktu, że nikogo, poza Snake’iem i Meryl, w nim już nie było.
„Gdzie ona może być?”
– O czym myślisz, Snake?
– Hmmm? Nie, nic… – Snake zadawał sobie pytanie, czy to ‘coś’, co w czasie walki weszło, a potem wyszło z pokoju mogło mieć z tym coś wspólnego.
– Może jest tu jakieś ukryte pomieszczenie… – Zasugerowała Meryl.
– Nie wydaje mi się. – Snake wiedział, że Steiner nie miałby czasu, żeby schować gdziekolwiek Naomi. – Nie ma jej tutaj.
Snake musiał znaleźć Naomi. Chciał uzyskać odpowiedzi na parę pytań.
– Powinniśmy już iść, Snake. – Meryl wychodziła już z pokoju; podniosła Glocka należącego przedtem do Steinera – nie miał on zabezpieczeń, tak jak inne egzemplarze broni znajdujące się w kompleksie.
– Nie poznaję tego modelu. – Powiedział Snake, patrząc na broń.
– Ja też nie, ale i tak jest lepszy, niż ten. – Mówiąc to, Meryl wyrzuciła swoją dotychczasową broń. Teraz miała coś, czego mogła w razie niebezpieczeństwa użyć. Zobaczyła też nóż Snake’a.
– Co z twoim nożem, Snake?
– Nieważne, idziemy. – Snake wychodził już z pokoju.
– Poczekaj, Snake. – Meryl sięgnęła do kieszeni Steinera i wyjęła z niej mały, kwadratowy klucz. – Widziałam, jak używał tego wcześniej. Daje dostęp do wszystkich pięter.
Snake kiwnął głową i wyszedł z pokoju, po czym usiadł na kanapie w lobby.
– Muszę chwilę odpocząć.
– Przepraszam… Snake. – W głosie Meryl słychać było wyraźny żal.
– Za co?
– Za to, że odeszłam.
– Nie myśl o tym. Już o tym zapomniałem.
– Ale ja nie..
Po incydencie na Shadow Moses Snake zabrał Meryl do swego domu na Alasce. Nie było tam zbyt wiele do roboty, ale przynajmniej byli bezpieczni. Jednak pewnego dnia Snake obudził się, by spostrzec, że Meryl odeszła. Liścik na drzwiach tłumaczył wszystko.
‘Mój wujek mnie potrzebuje. Nie wiem, kiedy wrócę. Do zobaczenia, Snake.’
Niedługo po tym Otacon skontaktował się ze Snake’iem i razem utworzyli Filantropię.
– Nie teraz. Nie mamy na to czasu. – Powiedział Snake, wstając. Sięgnął też do swego ucha, aby zadzwonić do Raidena, jednak jego Codec nie odbierał.
– Codec nie działa, jeśli osoba, do której chcesz się dodzwonić nie jest na tym samym piętrze, co ty.
– Co takiego? – Słowa Meryl wyraźnie zaskoczyły Snake’a.
– Ja też mam Codec. Działają tutaj na takiej właśnie zasadzie. Jakiś rodzaj osłony, albo coś takiego…
– Skąd masz Codec?
– Od mojego wujka. Snake… Jestem tu z zadaniem.
– Zadaniem?
– Mam zdobyć dowody na to, że w tym kompleksie ukryty jest Metal Gear.
– Metal Gear?!? – Te dwa słowa zszokowały Snake’a, ale nie tak bardzo jak to, co dopiero miał usłyszeć.
– Tak. Pracuję z moim wujkiem dla organizacji zwalczającej Metal Gear’y, znanej jako ‘Filantropia’.

Raiden stał w miejscu, dopóki drzwi windy nie zamknęły się. Następnie obrócił się z obawą, że zostanie rozpoznany, na co przecież nie mógł sobie pozwolić. Cofnął się nieco w głąb piętra i czekał. Przez następne parę minut winda zatrzymała się kilka razy i Raiden zastanawiał się, czy Snake da sobie radę i tym razem. Nie mógł jednak nic zrobić, musiał czekać. Pozostali żołnierze rozmawiali ze sobą, jednak nie poruszali żadnych ważnych tematów. Wzrok Raidena spoczął na kobiecie o orientalnych rysach.
„Ona jest drugim Wspomagaczem”.
Jej oczy natychmiast zwróciły się w stronę Raiden’a, który w obawie przed tym, że kobieta ma umiejętność czytania w myślach, odwrócił wzrok.
Minął kolejny kwadrans, po którym Raiden usłyszał znajomy dźwięk.
– Raiden. – Zabrzmiało z krótkofalówki i Raiden od razu poznał głos dochodzący z głośnika.
– Snake. – Odpowiedział Raiden.
– Jak idzie, dzieciaku?
– W porządku. – Raiden nie miał nic przeciwko temu, że Snake nazwał go ‘dzieciakiem’; ważne było to, że Snake żył.
– Dobrze. Posłuchaj. Cofnij się i za bardzo się nie wychylaj.
Winda zaczęła poruszać się w dół, jednak żołnierze zdawali się zupełnie nie zwracać na to uwagi.
– Jedziemy do ciebie.
Raiden przygotował się na to, co miało się stać.