Machine Gun Kid jest postacią nietuzinkową. Zna go każdy, kto spotkał się z serią Metal Gear. Pamiętają go doskonale ci, którzy grali w pierwszą odsłonę sagi. Tak, tę wydaną 21 lat temu, kiedy to jeszcze części z Was nie było na świecie.
Ci, którym nie było dane spotkać się z tą jedną z najciekawszych postaci serii, polecam zapoznać się z tym oto filmem.

Przeszły Was ciarki? Mnie przechodzą za każdym razem, gdy spotykam Machine Gun Kida. Przyjrzymy się tej scenie z bliska.
Na scenę wkracza Solid Snake. Machine Gun Kid zatrzymuje go swoją przemową. Dlaczego Solid nie zabił Maszynowego Dziecka w trakcie trwania monologu? Prawdopodobnie został zatrzymany przez charyzmę Machine Guna. Czyżby młodzieniec miał w sobie coś z The Boss i Gene’a?
Wróćmy jednak do akcji.
– Jam jest Machine Gun Kid – dlaczego postać tak znana przedstawia się? Skromność? A może niepewność? Próba dowartościowania? Utwierdzenie się w przekonaniu, że walczy za to, co słuszne? Powodów może być bez liku. Możemy jedynie domyślać się, co w tej chwili czuł nasz młody bohater, który jedynie wykonywał nakazane mu zadanie. Bez wątpienia jest to jeden z powodów, dzięki którym możemy dostrzec głębie osobowości Maszynowego Dziecka.
– Nigdy nie pozwolę Ci przejść! – Machine Gun Kid jedynie wykonuje swoje zadanie. Stoi na posterunku i nie może pozwolić, aby Snake przeszedł dalej. Jedyną jego bronią jest karabin maszynowy, który w dodatku nie jest w stanie zranić przeciwnika.

Dziecko z karabinem maszynowym. Wysłane na wojnę. Nie własną wojnę. Czyżby Maszynowy walczył za ideały, które mu wpojono? Czy też może walczy bo się boi? Nie możemy jednoznacznie stwierdzić. Jesteśmy w stanie jedynie się domyślać odpowiedzi na podstawie co bardziej rozbudowanych wersji Machine’a z innych części sagi. Bowiem czyż Gray Fox i Raiden, walczący jako dzieci w Afryce, na kontynencie, na którym znajduje się Outer Heaven, nie są kolejną wersją dziecka z Metal Gear? Bez wątpienia są. To właśnie Machine Gun Kid jest pierwowzorem tak lubianych postaci. Na nim Kojima eksperymentował. To dzięki niemu możemy w pełni cieszyć się Raidenem i Frankiem Jaegerem.

Czy jest coś bardziej melancholijnego od dziecka, które musi chwycić za karabin i podjąć walkę? Może właśnie zejście ze świata Machine Gun Kida tchnęło Big Bossa do gromadzenia sierot i dbania o nie w Zanzibarze? Prawdopodobnie tak właśnie było. Doświadczony wojownik powrócił, aby po raz ostatni oddać hołd dziecku, które oddało za niego życie.

Machine Gun Kid ginie szybko. Można to odczytywać jako metaforę szybko mijającego okresu dziecięcego. Czasu beztroski, radości, pierwszych samodzielnie zdobytych doświadczeń. Hideo usiłuje nam pokazać, jak krótko jesteśmy dziećmi i jak bardzo niedoceniamy tego faktu. Dopiero z biegiem czasu zdajemy sobie sprawę, jak było nam dobrze będąc dzieckiem. Pan Kojima chce byśmy pozwolili dzieciom być dziećmi, byśmy nie zmuszali ich do ciągłej walki i zgubnego biegu o lepsze stanowisko.

Warto zwrócić także uwagę na postać Shotgunnera. Nie należy wykluczać, iż jest to ojciec Machine Gun Kida. Obaj bohaterowie są zdefiniowani przez broń, jakiej używają. Dzieci w końcu wzorują się na swoich rodzicach. Czyżby te dwie postaci dały początek rodzinnym związkom pojawiającym się w serii? Prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie.

Na zakończenie chciałbym zadedykować pamięci Maszynowego Dziecka utwór Kamila Krzysztofa Bazyńskiego, Gdy broń dymiącą…

Gdy broń dymiącą…

Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę
i grzbiet jak pręt rozgrzany stygnie,
niech mi nie kładą gwiazd na skronie
i pomnik niech nie staje przy mnie.
Bo przecież trzeba znów pokochać.
Palce mam – każdy czarną lufą,
co zabić umie. – Teraz nimi
grać trzeba, i to grać do słuchu.
Bo przecież trzeba znów miłować.
Oczy – granaty pełne śmierci,
a tu by trzeba w ludzi spojrzeć
i tak, by Boga dojrzeć w piersi.
Bo przecież trzeba czas przemienić,
a tutaj ciemna we mnie siła,
i trzeba blaskiem kazać ziemi,
by z sercem razem jak krew biła.
Wrócę, rzemieślnik skamieniały,
pod dach rozległy jasny pogód,
do rzeźb swych – tych, co już się stały,
i tych, co stać się jeszcze mogą.
I dawne będą wzrok obracać –
niezdarne słupy pełne burzy,
i te, których nie tknęła praca
jak oddech niewidzialnej róży.
I pośród nich jakże ja stanę
z garścią, co tylko strzelać umie,
z wiarą, co śmiercią przeorana,
z sercem, co nic już nie rozumie?
Ale jeżelim spalił młodość,
jak palą kraje w wielkim hymnie,
to nie zapomni czas narodu,
a Bóg jak płomień stanie przy mnie.
I wtedy, wtedy liść mi każdy
albo mi wróbel z nieba sfrunie
i jego głos – już głosem prawdy,
i poznam głos, poczuję: umiem.
I szmer ptaszęcy mi przypomni,
że znałem miłość, i obudzi
zdrętwiałe dłonie – jak łodygi,
i pocznę kwiaty, gwiazdy, ludzi,
i ziemię w morza szum przemienię,
i drzewa w zwierząt linie miękkie,
i wtedy spadnie mi na rękę
w pieśni odrosła – wierna ziemia.

9. III 44 r.