– Słuchaj, wymienię się z Tobą grami. Za Drivera? – zaproponował dużo starszy P.
– No, ale za Drivera? Moja najlepsza gra… A co mi dasz? – niepewnie wyszeptał A.
– Grę w której konsola myśli za Ciebie, boss przewiduje twoje ruchy, wie gdzie co chcesz zrobić, czyta w myślach! – oznajmił P.
– Eeee… pewnie jakieś słabe to jest, no ale dobra. Na dwa dni. Do soboty, bo jak mama się zorientuje, że Ci pożyczyłem, to się wkurzy.
– OK, do soboty.

No i się zaczęło. Konsola chodziła 34h, bo nie wiedziałem jak się zapisuje stan gry, a Przemka, ani widu, ani słychu na osiedlu. Grałem do upadłego. Szło mi opornie. I tak minęła mi sobota, niedziela i chyba dopiero w czwartek spotkałem Przemka i zostawiłem sobie MGSa na jeszcze dwa tygodnie. Prosty początek, gdzieś w okolicach 2000 roku, na wujkowej konsoli przywiezionej z Anglii. Potem długo, długo nic. Nikomu jeszcze tego nie zdradzałem, ale szlifowałem angielski, by w drugą część zagrać już, jak to mówią, na całego. A tu ściana. Hideo mnie uprzedził, zastosował chwyt poniżej pasa. Tak skomplikował dwójkę, że nic nie kumałem. Wtedy byłem już pewien. Nie odpuszczę. MGS2 zawitał początkowo na moim pececie. Wydanie na grę 160 zł kojarzyło mi się co najmniej z burżujstwem, ale jedno mi było co ludzie pomyślą. Potem kolejno zdobywałem poszczególne części, zaopatrzyłem się w PS2 i czekałem. Czekałem na MGS4. W 2008 roku, gdy stałem przed sklepem w Witney, Anglia i chciałem nabyć MGS4 jako pierwszy w rejonie, czułem się jak wyznawca jakiejś religii.  Tak bardzo chciałem podziękować Hideo w jego wkład moje życie, że stanie tam od świtu, było małym piwem. Gdy dostałem MGS4 w swoje ręce, to czułem ulgę. Cieszyłem się, że wreszcie dowiem się co przygotował Hideo. Grałem do 4 rano, wziąłem dzień wolnego i podziwiałem.

We wszystkie MGSy grałem wielokrotnie. Już nawet tego nie liczę. Raz przechodziłem dla fabuły, raz robiłem speedrun’y, raz postanowiłem zdobyć wszystkie item’y, a jeszcze innym razem obiecałem sobie, że nikogo nie zabij. Wszystko pięknie ładnie, ale zawsze brakowało mi czegoś. Każdorazowo jakaś część historii mi umykała. Nie rozumiałem do końca wszystkich wątków. Aż do wczoraj… Tak, dokładnie od wczoraj, przeżywam największą refleksję w moim „growym” życiu. Kupiłem PSX Extreme, w którym przeczytałem streszczoną historię uniwersum MGS. Kosmos! Zostałem zmiażdżony, odmóżdżony i odkorowany. Natłok informacji przepalił mi obwody, a system wywala ciągle błąd o treści: „Proszę zacząć MGS od nowa”. No i co tu począć? Trzeba znów zaopatrzyć się w konsolę, HD collection i cisnąć. Na pohybel! Ku chwale!

Aszyn (Dwight).