Pierwsza miłość,pierwsza krew.
Dokładnie nie pamiętam kiedy to wszystko się zaczęło – moja największa cyber miłość. Było to w roku 1999 za sprawa mojego kumpla. W tych czasach PSX był nie lada rarytasem mało kto miał tą konsolę, ja akurat zaliczałem się do tej większej grupy czyli niemających ale cały czas marzących o swoim szaraku. Ja i moi kumple nie zauważaliśmy takich gier jak MGS czy coś w tym stylu. U nas liczył się tylko Teeken, mordobicie nie raz trwało kilkanaście godzin.

Az do tamtego pamiętnego dnia kiedy w pociągu znalazłem reklamówkę a w niej 5 gier (piraty oczywiście) w śród nich MGS; pierwszy raz jak odpaliłem ta grę od razu łeb mi urwało razem z kręgosłupem. Tak to był mój świat. Mieszanka najlepszego kina, gry i historia w jednym. Zagrywałem dniami i tygodniami. Żadna gra nie wciągneła mnie tak jak MGS. Najlepsze miałem jeszcze przed sobą – wyjazd do dojczlandów do roboty, fakt ze 3 miesiące wyjęte z życia ale potem mogłem kupić sobie swojego szaraka, później PS2 a na nią MGS2 i wtedy dopiero mi odbiło w pozytywnym znaczeniu oczywiście.

Interesowałem się wszystkim co dotyczyło serii MGS. Co w moim przypadku było trochę utrudnione bo mieszkałem w małej mieścinie na wschodzie polski koło Białegostoku (czarna białostocka) tak to tam gdzie w zimę niedźwiedzie polarne się pojawiają Internet widziałem tylko w tv,dostane jakiejś branżowej gazety graniczyło z cudem a o oryginalnych grach można było sobie tylko pomarzyć. Jedyny dostęp do gier to było kupno pirata na bazarze-cóż przyznaje się bez bicia ale to było jedyne wyście. Później zacząłem regularnie co roku wyprzedzać na zachód do pracy-to dopiero nazywa się cywilizacja. Pełno sklepów z grami, sprzętem do grania – raj.

W przeciwieństwie do większości z was każdą część MGS-a traktuje jako najlepszą. Jedynka za te walki z bossami i za to że to po prostu pierwsza taka gra. MGS 2 za handecho, gardełko no i walki z bossami oczywiście.MGS3 za dżungle i klimat. MGS 4 za to wszystko z poprzednich części+bossowie,wepony itp.Tak samo wszystkie części na PSP. Po mimo że już jestem starym grzybem nie wyrosłem z tego ani trochę i raczej już nie wyrosnę. To jest mój świat takie moje hobby odskocznia od prawdziwego zaganianego świata.

Na koniec krótka historyjka z życia+mgs. A wiec wydarzyło się to jak już od jakiegoś czasu mieszkałem w Anglii. Pracowałem na budowie czyli poważne zajęcie. Pewnego dnia przyszedł do pracy nowy manager (szkot) od razu zauważył że latam w koszulce MGS-a ,jak się okazało też był maniakiem tej serii. To co razem odwalaliśmy w pracy to była istna maniana, cyrk i kabaret. A że wtedy na topie był MGS3 biegałem z narzędziami (szpachelki)trzymając je tak jak Snejk trzyma nóż i pistolet. Jak nie ja jego to on mnie (manager KRIS)handechował,flash granaty robiliśmy z garści gipsu i takie tam. Apogeum było kiedy przyszedłem do pracy w naprawdę skurwiałym humorze. To co odwalił wtedy Kris stało się numerem 1 na budowie (przypominam ze chłop był menagerem). Znalazł odpowiedni karton co nie był takie łatwe ze względu na jego wzrost tak jak ja kolo ma prawie 2m wzrostu i biegał w nim jak ala’snake. Trochę trudno to opisać szczególnie przy moim talencie pisarskim ale naprawdę robiliśmy furorę i ciekawe numery na nudnej budowie – do dnia dzisiejszego jesteśmy kumplami.

MGS-Forever

Wiem i pewny jestem tego ze seria ta nie zginie w natłoku badziewia i innych tasiemcowych produkcji.

Cóż trzeba czekać na piątkę.

PS.coraz częściej myślę o tatuażu oczywiście jakimś MGSowym – czy mi odbija? Hmm…oceńcie sami.