Był rok 2006. Dwóch przeciętnych nastolatków wpatruje się w kineskopowy telewizor. Oglądają trailer z któregoś z demo dysków. Był to trailer pierwszego MGSa.
Ale to nie oryginał z szaraka był pierwszą grą z serii w jaką zagrałem, było to Ghost Babel, emulowane na N-Gage’u. Parę minut po obejrzeniu trailera, testowałem tą grę na „konsolofonie”. W pierwszej chwili nie wiedziałem co powinienem zrobić, ponieważ zamiast Snake’a widziałem kartonowe pudło i jakąś bazę. Chwilę później trafiłem na strażnika, z którym, w kartonie, nie miałem szans i Snake padł.

Kuzyn wyjaśnił mi na czym to wszystko polegało – był Snake, miał misję i musiał pozostać w ukryciu. Być może niektórzy takie uproszczenie uznaliby za profanację, ale wtedy przyjąłem schemat, nie ważne jak bardzo łopatologicznie był przedstawiony.
Później, przeczesałem cały swój komputer pod kątem czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z MGSem; znalazłem Metal Gear’a na NESa, pobawiłem się nim chwilę, ale po szóstym zagryzieniu przez psy zostawiłem to w spokoju.
Postanowiłem zabrać się za coś poważniejszego niż wersja na NESa. Z The Pirate Bay pobrałem obraz iso płyty MGS2. Był to na tyle słaby torrent, że czekałem około dziesięciu godzin aż się pobierze. Jakoś mi to nie przeszkadzało.

Po kilku minutach instalacji, walki z ustawieniami graficznymi Snake skoczył z mostu. Zaczęło się.
Pomimo upierdliwego sterowania przeszedłem Tankera i Plant. Pamiętnego dwudziestego siódmego sierpnia Solidous padł od miecza Raidena. Końcowe napisy i rozmowa Snake’a z Raidenem o życiu i następnych pokoleniach mnie zdziwiła. „Chwila, takie dyskusje w grach?” Wtedy nie mogłem uwierzyć- a jednak.

Wiedząc, że nie mam szans na zagranie w MGS3, kilka dni po skończeniu emulowanego pierwszego MGSa zacząłem oglądać walkthrough „trójki” na YouTube. Nawet nie dotrwałem do końca Virtuous Mission.
Ale w roku 2008 miała miejsce najdziwniejsza i najbardziej spontaniczna akcja jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła- dostałem PS2. Dwa dni później kupiłem własnego MGSa 3.

Na starym kineskopowym telewizorze gra wyglądała fenomenalnie – „formuła MGSowa” przeniesiona do lasu. Na początku, wydawało się to nienaturalne. „A gdzie jest baza? Strażnicy?” Dwa obszary dalej trafiłem na pierwszego strażnika, nie zostawiłem go w spokoju- wykorzystałem po kolei wszystkie chwyty CQC a na koniec dostał w głowę z Mk. 22.
Wszystko, czego mi brakowało powróciło gdy Snake dotarł do Grozny’ego Grad’u. Biegnąc korytarzem bazy czułem się nieco jakby to był pierwszy MGS.
Przygoda Snake’a przypominała nieco film akcji z Bondowskim akcentem; zakończenie, które rzeczywiście chwytało za serce do dziś jest jednym z moich ulubionych.